piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział IX

Siedziałam z córką w salonie i oglądałam skróty z meczu Cordoby z Realem. Nagle Victoria poderwała się z miejsca i podbiegła do okna.
- Mamo. Tata przyjechał!- zawołała radośnie. Stanęłam za córką. Oprócz Aarona z samochodu wysiadła brunetka o ciemniejszej karnacji. Dziewczyna podeszła do Walijczyka, powiedziała mu coś i oboje się zaśmiali.
- Mamo, kim jest ta pani?- spytała Victoria
- Nie wiem, skarbie.- odparłam i pocałowałam ją w czubek głowy.
- Cześć kochanie.- Aaron gdy tylko wszedł do domu pocałował mnie w policzek.- Lizzie poznaj Sofię, Sofio to Elizabeth.
- Cześć Liz. Miło Cię poznać. Nie martw się, mój brat przyjdzie po mnie za jakąś godzinę. Aaron dużo mi o Tobie opowiadał w drodze z lotniska.
- Ciebie też miło poznać.- uśmiechnęłam się.- Rozgość się, napijesz się czegoś?- spytałam idąc w stronę kuchni.
- Tak, poproszę herbatę. Strasznie zimno tu macie.
Zrobiłam Sofii herbatę i zaniosłam do salonu gdzie brunetka rozmawiała z Victorią.
- Skąd przyleciałaś?
- Z Chile.
- Jesteś siostrą Alexisa? O Jezu, kompletnie nie skojarzyłam.- zaśmiałam się.- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi.- zapewniła z uśmiechem. Niecałą godzinę później przyszedł Alexis.
- Hej Elizabeth, mam nadzieję że obecność Sofii nie sprawiła problemu.- Chilijka spojrzała na brata i uśmiechnęła się nerwowo.
- Nie, skąd. Wręcz przeciwnie.- zaprzeczyłam.- Może siądziesz z nami? Chyba że masz plany.
Resztę popołudnia spędziłam z Sofią i Alexisem. Doskonale rozmawiało mi się z rodzeństwem. Chilijka świetnie dogadywała się z moją córką. Następnego dnia rano poszłam na uniwersytet, a po zajęciach poszłam do baru. Z biura Sharon wyszedł wkurzony Chris. Trzasnął drzwiami i wyszedł z budynku. Zaniosłam zamówienia i poszłam do szefowej. Siedziała przy biurku z twarzą schowaną w dłoniach. Podniosła głowę i spojrzała na mnie z wymuszonym nieznacznym uśmiechem.
- Hej Liz, coś się stało?- Sharon zawsze troszczyła się bardziej o innych niż o siebie. Była dla mnie jak starsza siostra której mogę o wszystkim powiedzieć.
- Pokłóciliście się?- zapytałam.
- Tak. -odparła po chwili.- Od jakiegoś czasu co chwilę się kłócimy o jakieś nic nieznaczące głupoty. Każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. Naprawdę nie wiem co robić.
- Gdybym była na Twoim miejscu pogadałabym z Chrisem, ale w towarzystwie kogoś innego. Tworzycie idealny związek, szkoda byłoby gdyby się rozpadł przez parę głupich kłótni.
- Masz na myśli psychologa? Chris raczej się nie zgodzi.
- Jeśli zależy mu na waszym związku pójdzie.
- Dziękuję za pomoc, Elizabeth. Zawsze mogę na Ciebie liczyć.- oznajmiła i przytuliła mnie do siebie.
- To nic takiego.- zapewniłam z uśmiechem. Przed dwudziestą skończyłam zmianę i wróciłam do domu. Dzieci oglądały telewizję, a z kuchni dochodził słodki zapach czekolady. Na kuchence stało mleko, które zdążyło już wikipieć, wszędzie walały się opakowania po produktach które Aaron wykorzystał do zrobienia kolacji.
- No, tego się nie spodziewałam.- zaśmiałam się. 
- Pomożesz mi? Nie nadaję się na kucharza.
- A tak właściwie to co robisz?
- Naleśniki.- odpowiedział co wywołało u mnie kolejny wybuch śmiechu.
- O co Ci chodzi?- spytał przyglądając mi się.
- Chciałeś robić naleśniki, a nie masz nawet mąki.- odparłam wciąż się śmiejąc. Ostatecznie zrobiłam kanapki i do tego kakao, a Aaron w tym czasie posprzątał i pozmywał. Dzieci po kolacji i kąpieli poszły spać. Usiadłam obok Aarona w salonie i oglądałam z nim film. Po chwili skapowałam się że to horror i przy pierwszej drastyczniejszej scenie wtuliłam się w ramię Walijczyka. W połowie filmu zasnęłam.


____________



Przepraszam, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tych zdjęć. ;)
Ten uśmiech Nando... posiadacz trzeciego najpiękniejszego uśmiechu wsród piłkarzy, według mnie.
Ktoś oglądał środowy mecz Atletico z Barceloną? Jak wrażenia? Ja jestem trochę rozczarowana, ale trzeba iść dalej bo szykują się ciekawe mecze pod koniec tygodnia.
Do następnego.

Kurde no, nie mamy finału. Pozostaje walka o brąz.
Do boju, Polsko!

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział VIII

- Jak w Romeo i Julii, co nie?- zaśmiała się.- Może rodzice wreszcie przejrzą na oczy i zrozumieją że nie mogę żyć bez Bena.
- Natalie...- zaczęłam, ale przyjaciółka przerwała mi.
- To jest moje ultimatum, Liz. Albo zgodzą się na ślub z Benem albo przyjdą na mój pogrzeb.- oznajmiła z przekonaniem w głosie. Niecałe dziesięć minut później zjawili się jej rodzice. Po ich przyjściu wyszłam ze szpitala i wróciłam do domu. Aaron siedział w salonie z dziećmi.
- Gdzie byłaś?- spytał Aaron.
- U Natalie.- odparłam i usiadłam obok Victorii.

Wigilia


- Mamo, pospiesz się.- mruknął mój syn.
- Już idę.- odparłam zapinając płaszcz. Zamknęłam dom i wsiadłam do auta.
- Co u Nat i Bena?- spytał Aaron
- Wszystko okej. Ślub w maju.- uśmiechnęłam się i włączyłam radio. Po niecałej godzinie jazdy byliśmy w Stevenage. Przed domem rodziców stało auto mojego brata. Wzięłam głęboki oddech nim wysiadłam z auta.
- Lizzie, może jednak zostanę w samochodzie.- odezwał się Aaron.
- Nie bój się.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Weszłam do domu za dziećmi.
- Cześć kochanie.- przywitała się ze mną mama i przytuliła mnie.- Twój chłopak będzie stał tak w progu?- szepnęła uśmiechając się.
- Aaron jest odrobinę nieśmiały.- mruknęłam
- On nieśmiały? Raczej się boi.- odezwał się Jack. Spojrzałam na niego zdenerwowana, a Lauren szturchnęła go w bok.
- Nie ma się czego bać.- uśmiechnęła się moja rodzicielka.
- Chyba że to on jest ojcem Jamesa i Victorii.- zabrał głos ojciec. W salonie zapanowała cisza. Aaron patrzył na mnie ze strachem w oczach.
- Nie mylisz się.- oznajmiłam. Ojciec wstał i zaśmiał się.
- Żartowałem. Siadaj, nie będziesz tak stał.
- Tak właściwie to jeszcze mieliśmy jechać do rodziców Aarona.
- Nie wypuszczę was bez obiadu.- oznajmiła mama, Poszłam do kuchni pomóc jej.- No, córeczko mogę liczyć chociażby na twój ślub?
- Może za jakiś czas.
Po obiedzie pojechaliśmy do Caerphilly.
- No widzisz, nie było tak źle.- uśmiechnęłam się do Walijczyka.
- Mamo, włącz radio.- poprosiła Victoria. Spełniłam jej prośbę. W radiu leciała jedna z moich ukochanych piosenek. Spojrzeliśmy na siebie z Aaronem, uśmiechnęliśmy i zaczęliśmy śpiewać. Po ponad trzech godzinach byliśmy pod rodzinnym domem Aarona. W drzwiach przywitała nas jego mama.
- Wejdźcie kochani.- uśmiechnęła się i przepuściła nas w drzwiach.
- Dzień dobry, jestem Elizabeth.- przywitałam się z jego rodzicami.
- Miło Cię poznać, Elizabeth. Jestem Marlene, to mój mąż Kevin, a to Josh. A ta urocza dwójka?
- Moje dzieci. Victoria i James.- odparłam. Pani Ramsey spojrzała na mnie.
- Nasze.- poprawił Aaron. Rodzice i jego brat spojrzeli na niego.
- Ile macie lat?- spytał dzieci Josh.
- Pięć.- odparł James.
Usiedliśmy do kolacji.
- Jak to możliwe że nie poznaliśmy Cię wcześniej?- spytał jego ojciec.
- Przez trzy lata mieszkałam w Monachium.
Około dwudziestej pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do hotelu. Następnego dnia pojechaliśmy do Cardiff. Gdy chodziliśmy po mieście spotkaliśmy Garetha z jakąś blondynką.
- Cześć.- przywitał się.- Poznajcie Elenę. Eleno to Aaron, Elizabeth, Victoria i James.- przedstawił nam sobie. Uścisnęłam dłoń dziewczyny.
- Jesteście razem?- spytał nagle Aaron. Westchnęłam przeciągle i przewróciłam oczami.
- Nie. Jesteśmy przyjaciółmi.- zaprzeczyła Elena. Spędziliśmy razem resztę popołudnia. O piętnastej wróciliśmy do Londynu.

__________________
Piękny mecz i piękne zwycięstwo Arsenalu nad Manchesterem i przerwana passa City 12 meczy bez porażki.
Obrona i David Ospina na wieeeeeeelki plus.
Ooooooooo Santi Cazorla, ooooo Santi Cazorla...
Oby tak dalej.
COYG

I znowu nad Tottenhamem. :) 


Parę zdjęć jako dodatek do wygranej:







wtorek, 13 stycznia 2015

Gala FIFA

Wczoraj w Zurychu odbyła się gala na której wręczono nagrody dla najlepszej piłkarki, najlepszego piłkarza, trenera roku drużyny kobiecej i męskiej, nagrodę za najładniejszą bramkę, nagrodę prezydenta FIFA oraz nagrodę za grę fair-play. A także ogłoszono nazwiska piłkarzy którzy znaleźli się w jedenastce roku.


Nadine Kessler, wybrana najlepszą piłkarką.
VfL Wolfsburg/reprezentacja Niemiec.


Bez niespodzianki, ale mam na ten temat inne zdanie.



Nagroda za najładniejszą bramkę. Zasłużona, ale bramka van Persiego też była niczego sobie.


Jedenastka roku. (David Luiz i Thiago Silva nie pojawili się na gali.)



 Ralf Kellerman. Nagroda dla trenera drużyny damskiej. (VfL Wolfsburg)


 Trener drużyny męskiej. Bez niespodzianek.

A, tak no i selfie musi być:



_____________

A, wy zgadzacie się co do wygranych?

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział VII

- No, cześć siostra.- usłyszałam za sobą głos brata i odwróciłam głowę w jego stronę. Spojrzał na mnie pytająco i przeniósł wzrok na naszą przyjaciółkę. Po chwili wycofał się i wyszedł z mieszkania. Przytuliłam Natalie i starałam się ją uspokoić. Przyjaciółka sięgnęła do papierowej torebki i pociągnęła solidny łyk wina. Wzięłam od niej butelkę.
- Pierwsze co musisz zrobić to wytrzeźwieć i wziąć prysznic.- zwróciłam się do przyjaciółki. Pomogłam jej wstać i zaprowadziłam do łazienki. Wyszłam z pomieszczenia i zadzwoniłam do Aarona.
- Przyjedziesz po dzieci? Są już spakowane i gotowe do przeprowadzki.
- Jasne, będę za piętnaście minut.
- Dzięki.- odparłam i zakończyłam połączenie. Powiedziałam dzieciom że tata po nichprzyjedzie i weźmie do siebie. Po chwili z łazienki wyszła Natalie.
- Masz może pożyczyć jakieś ubranie?- spytała.
- Tak, pewnie.- z szafy wyciągnęłam dżinsy i zielony sweter i podałam je przyjaciółce.
- Dzięki i przepraszam. Za chwilę znikam.
Nat minęła się w drzwiach z Aaronem.
- Co się stało?- zapytał.
- Tata!- zawołała Victoria i wskoczyła mu na ręce. James stanął pomiędzy mną a piłkarzem.
- Gotowi?- spytał spoglądając na mnie. Vicky pokiwała głową i wzięła swój plecak. James zrobił to samo. Do przedpokoju wystawiłam torby i walizkę. Aaron pomógł mi zanieść rzeczy do samochodu i po około dwudziestu minutach byliśmy pod jego domem. Rzeczy wnieśliśmy do środka i zostawiliśmy w salonie. Aaron najpierw pokazał pokoje dzieciom (pokój Victorii i Jamesa). A na końcu sypialnię.
- Mam nadzieję że Ci się podoba.- oznajmił patrząc na mnie.
- No pewnie że tak.
- Cieszę się. Obok sypialni jest garderoba.- uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Rozpakowanie się zajęło cztery godziny. Później obejrzeliśmy film familijny. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam połączenie od przyjaciółki.
- Hej Natalie, jak tam?- przywitałam się.
- Z tej strony Ben. Nat jest w szpitalu.
- Co się stało?- spytałam
- Próbowała popełnić samobójstwo.- oznajmił.
- O Boże.- mruknęłam i zasłoniłam usta dłonią. Rozłączyłam się, ubrałam i pojechałam do szpitala. Przed budynkiem stał Ben. Poszłam za nim na salę na której leżała Natalie. Była podpięta do kroplówki i wyglądała bardzo mizernie. Usiadłam przy jej łóżku. Zamrugała i otworzyła oczy. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się nieznacznie.
- Dlaczego chciałaś się zabić?- spytałam.
- Z miłości, Liz.- szepnęła

  ___________________________________
Zostawiam wam nowy rozdział z nadzieją że się spodoba. Pozdrowienia z rekolekcji w Starym Sączu.
Wiem że krótki i przepraszam.
Do następnego.

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział VI

Następnego dnia poszliśmy na mecz. Usiedliśmy na trybunie dla piłkarzy i ich rodzin. Victoria pogrążyła się w rozmowie z Laurentem.Chwilę po nas przyszedł też Aaron - czego, jakimś cudem moja córka nie zauważyła do przerwy.
- Mamo, muszę do ubikacji.- szepnęła.
- Jack, popilnujesz Jamesa?- spytałam brata wstając z krzesełka. Poprowadziłam córkę do łazienki. Po drodze na trybunę chwilę pogadałyśmy z Theo i Calumem. Wróciłyśmy na trybunę.
- Cześć tato.- Victoria uśmiechnęła się do Aarona.
- Cześć.- odpowiedział zdezorientowany.- Liz, czy to prawda?- spytał tylko gdy moja córka zajęła miejsce obok brata.
- Nie chciałam żebyś dowiedział się w ten sposób.- odpowiedziałam
- Może w ogóle nie chciałaś mi mówić?
- Skąd Ci to w ogóle do głowy przyszło?- spytałam delikatnie wkurzona, ale po ułamku sekundy do głowy wpadła mi odpowiedź -  mój kochany starszy brat musiał mu powiedzieć. - Myślisz że to takie proste? Mój brat nie powiedział Ci jak się czułam przez te wszystkie lata?! Wiesz jak trudno jest samotnie wychować dwójkę dzieci?- poczułam zbierające się w kącikach oczu łzy. Wstałam z trybuny i wybiegłam. Oparłam się o ścianę i wybuchnęłam płaczem.
- Lizzie!- usłyszałam wołanie. Aaron podbiegł do mnie i pocałował.- Nie płacz, proszę. Nienawidzę gdy płaczesz.
- Aaron, ja...przepraszam.- wydukałam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie masz mnie za co przepraszać, Lizzie.- uśmiechnął się i odgarnął mi włosy z twarzy.- Wracamy?
- Zrobiłam scenę, co nie?- uśmiechnęłam się nieznacznie i otarłam oczy.
- Może taką małą.- zaśmiał się.- Jeśli nie chcesz tam wracać zrozumiem
- Mógłbyś mnie odwieźć do domu?
- Tak, pewnie. Co z dziećmi?
- Jack je bardzo chętnie odwiezie.- odparłam. Zamiast odwieźć mnie na Highbury pojechał pod swój dom.
- Elizabeth. Może zamieszkacie ze mną?- zapytał
- Aaron- mruknęłam
- Lizzie, będziesz mieć bliżej do uniwersytetu, a poza tym chcę spędzać więcej czasu z moimi dziećmi.- oznajmił, a ja zamyśliłam się. Miał cholernie dobre argumenty i nie mogłam znaleźć równie dobrego kontrargumentu.
- Dobrze.- zgodziłam się.
- Kiedy chciałabyś się przeprowadzić?
- W przyszłym tygodniu. Może w środę.- odparłam.- Czy teraz mógłbyś odwieźć mnie do domu?
- Jasne.
Po dziesięciu minutach zatrzymał się pod apartamentowcem. Pożegnałam się i poszłam do mieszkania. Wysłałam SMS'a do brata żeby po zakończeniu meczu przywiózł dzieci do domu. Po niecałej godzinie byli już w domu. Oboje ucieszyli się z przeprowadzki. Victoria chciała już jutro się przeprowadzić. Gdy rano się obudziłam zobaczyłam dwa plecaki leżące w salonie.
- Tak bardzo zależy wam na tej przeprowadzce?- spytałam dzieci, które pakowały swoje zabawki do torby.
- Tak.- odparła Victoria nie przerywając czynności.
- Więc nie dajecie mi wyboru. Też się zacznę pakować.- oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju. Po około czterech godzinach prawie wszystko było spakowane. Rozległ się dzwonek do drzwi. Do mieszkania weszła Natalie. W ręku trzymała papierową torebkę, a jej oczy i twarz były czerwone od płaczu. Nim zdążyłam zapytać co się stało usiadła na sofie i wybuchnęła płaczem.
- Co się stało Nat?- zapytałam siadając obok niej.
- Byłam wczoraj u rodziców.- wyszeptała.- I mój ojciec powiedział że jak wyjdę za Daviesa to przestanę dla niego istnieć.- wydukała i rozpłakała się jeszcze bardziej.- Co ja mam robić, Liz? Kocham Bena, ale... rodzice.
- Musisz z nimi szczerze porozmawiać.
- To nic nie zmieni, Liz. Ojciec postawił mi ultimatum.





______________________________

Zmieniłam miejsce i przepraszam, ale Londyn bardziej sprzyjał rozwojowi wydarzeń.
Mam nadzieję że rozdział się spodoba mimo to.
Zapraszam na drugiego bloga, na razie tylko bohaterowie, ale postaram się coś zamieścić - może jeszcze w tym tygodniu.
Under Spanish Sun. Our Stories.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział V

Powoli zbliżały się święta, uwielbiałam je. Natalie włączyła radio, a z głośników ryknęło Last Christmas. Moja przyjaciółka zaczęła tańczyć i przekrzykiwać Michaela.
- Kiedy powiesz Aaronowi?- zapytała ściszając muzykę
- W tym roku.- odparłam wymijająco.
- Cieszę się, bo dużo czasu Ci nie zostało.- uśmiechnęła się wychodząc z zaplecza. Ubrałam kurtkę i wyszłam z baru. Na polu było całkowicie ciemno, śnieg lśnił w świetle latarni. Nigdzie nie widziałam Natalie.
- Natalie?- zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Za to poczułam lekkie uderzenie w plecy. Odwróciłam się i dostrzegłam stojącą w cieniu postać. Bo jej śmiechu rozpoznałam przyjaciółkę.
- Strasznie to było zabawne.- syknęłam.
- Nie bądź taka poważna. Święta idą. Jedziesz do Stevenage?
- Chyba tak. A ty?
- Tak. Do jutra.- pożegnała się i poszła w swoją stronę. Przed drzwiami do mojego mieszkania stał mój brat z dziećmi. Zrobiłam bratu herbatę, a dzieci poszły się bawić do swojego pokoju.
- Aaron o Ciebie pytał.- odezwał się.
- I co mu powiedziałeś?- zapytałam spoglądając na niego.
- Że jesteś potwornie zajęta.
- A mówił co ode mnie chciał?
- A czego mógł chcieć? Umówić się.- odpowiedział. Westchnęłam przeciągle.- A czego innego mógł chcieć? Zapytać czy nie pójdziesz z nim po bułki? Z resztą, nieważne. Jedziesz ze mną i Lauren do rodziców?
- W Wigilię będę pracować, ale możesz wziąć dzieci ze sobą.
- Okej. No to do zobaczenia.- pożegnał się i wyszedł z mieszkania. Usiadłam w salonie i włączyłam film. Zasnęłam dopiero po pierwszej. Obudziła mnie moja córka potrząsająca moim ramieniem.
- Mamo, ktoś dzwoni do drzwi.- wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi. Przez wizjer zobaczyłam twarz Natalie. Otworzyłam drzwi.
- Cześć przyjaciółko!- krzyknęła z szerokim uśmiechem.
- Co ty sobie wyobrażasz przychodząc do mnie o ósmej?
- Nie spałam całą noc i rano zaczęło mi się nudzić.
- Nie musisz się chwalić co w nocy robiłaś.- mruknęłam wiążąc włosy w kucyk.
- Mówiłam Ci że spotykam się z takim jednym?- zapytała.
- Coś wspominałaś, ale nigdy mi go nie przedstawiłaś.
- Oświadczył mi się.
- Gratuluję. No to może mi wreszcie powiesz kto to?
- Ben Davies.- odparła i natychmiast spuściła wzrok.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że wychodzisz za mąż.- oznajmiłam z uśmiechem i przytuliłam przyjaciółkę.
- Pomożesz mi w organizacji?
- Jasne, że tak.
- Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Zostaniesz druhną?
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście.- odparłam.
- Vicky, co u twojego taty?- zapytała. Victoria spojrzała na nią i odrobinę się zasmuciła.
- Nie wiem bo jeszcze go nie poznałam.- odpowiedziała
- Natalie...- mruknęłam i spojrzałam na przyjaciółkę wymownie.
- Jestem pewna że go znasz, kochana. To Aaron Ramsey.
- Ale fajnie!- ucieszyła się
- Taak, no to ja już będę szła- odezwała się cicho Natalie i wyszła z mieszkania. Chwilę później zadzwonił do mnie brat i powiedział że ma trzy bilety na mecz z Liverpoolem.