środa, 25 lutego 2015

Rozdział XII

Poprosiłam Sofię i Natalie o pomoc przy organizacji ślubu i wesela. Obie bez wahania się zgodziły.
- A może ta?- Angielka wskazała na kolejną białą suknię, a ja spojrzałam na nią.
- Jest śliczna.- uśmiechnęłam się.
- Leć ją przymierzyć.- Chilijka popchnęła mnie w stronę przymierzalni. Suknia leżała idealnie, tak jakby była szyta specjalnie dla mnie.
- Wyglądasz niesamowicie, Liz.- uśmiechnęła się Natalie, a Sofia energicznie pokiwała głową. Po zakupie sukni dziewczyny pociągnęły mnie do obuwniczego. Na wejściu Nat zauważyła jakąś parę bo pociągnęła mnie i Sofię w tamtą stronę. Z półki ściągnęła parę białych szpilek na siedmiocentymetrowym obcasie.
- I jak?- spytała.- Śliczne są, co nie?- zerknęła na nas. Pokiwałyśmy głowami, a Natalie udała się do kasy. Po zakupach poszłyśmy na kawę.
- Dobra.- odezwała się Sofia notując coś w zeszycie.- Kwiaty.
- Konwalie lub lilie.
- Goście?
- Rodzice moi i Aarona i jego brat, Arsenal, Bale, Ramos, van Persie, Gomez, Fabregas, Podolski.- wymieniłam i spojrzałam na Chilijkę. Przerwała pisanie i popatrzyła na mnie.
- Znasz Sergio Ramosa?!- spytała podekscytowana, a ja pokiwałam głową.- Boże, on jest taki przystojny.- rozmarzyła się.
- Totalnie. Te jego ramiona.- dodała Natalie. Pokręciłam głową i zaśmiałam się.
- I brzuch.- dorzuciła Sofia.
- On ma żonę i dzieci, wiecie?- rozległo się przeciągłe westchnięcie.
- Ktoś jeszcze?- spytała Chilijka.- Powiedz że znasz Ronaldo, Isco, Casillasa, Torresa, Alonso i Mandzukica.
- Znam, ale nie przepadam za pierwszym.
- Zaprosisz ich?- spytała Sofia z nadzieją w głosie.
- Nie wiem. Wolałabym żeby ktoś z Monachium się tu nie zjawił.
- A, chodzi Ci o tego... jak mu tam.- mruknęła Natalie gestykulując.- Ba...Badtub?Badtuber?- wybuchnęłam śmiechem, a po chwili także Nat i Sofia.
- Badstuber.
- No, a co powiedziałam?
- Nieważne.- uśmiechnęłam się.
- Czemu go nie lubisz?
- Ubzdurał sobie parę rzeczy, mówiąc w skrócie.- mruknęłam upijając łyk kawy.
- Muzyka? Przynajmniej na pierwszy taniec.- Chilijka wróciła do tematu naszej wcześniejszej rozmowy. Byłam wdzięczna że nie ciągnęła tematu Niemca.
- To przegadałabym jeszcze z Aaronem, ale wydaje mi się że Everything I Do będzie okej.- Sofia zanotowała to w swoim zeszycie i zamyśliła się. Z torby wyciągnęła dość dużą kopertę i podała mi ją.
- Przejrzyj je. Mi najbardziej podoba się siódemka.
- Dzięki. Przejrzymy je i razem wybierzemy. A, wy? Wybrałyście już sobie sukienki?- spytałam i w tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran i odrzuciłam połączenie od Aarona.
- Tak, pewnie.- odparła Natalie.
- Muszę już lecieć.- oznajmiłam wstając od stolika. Odebrałam połączenie od narzeczonego i skierowałam się do wyjścia z galerii.
- Coś się stało?- spytałam.
- Victoria źle się czuje.
- Okej, zaraz będę.
Po piętnastu minutach byłam już w domu. Vicky leżała na kanapie przykryta kocem i oglądała bajki. Usiadłam obok niej i pocałowałam w policzek. Dotknęłam jej czoła.
- Masz gorączkę, skarbie. Zaraz coś poradzimy.- uśmiechnęłam się i wstałam z kanapy. W żadnej z szafek nie było nic na zbicie gorączki.
- Aaron, jedź do apteki i kup coś na gorączkę.- zawołałam i wróciłam do córki z gorącą herbatą.- Gdzie James?
- U Jacka.
- Dobrze. Tylko nie wyślijcie go znowu na Korsykę.
- Spokojna głowa.- pocałował mnie w policzek i wyszedł z domu.
- Mamo, a kupiłaś już sukienkę?- spytała Victoria.
- Tak, skarbie. A kiedy wyzdrowiejesz pójdziemy na zakupy i Tobie też kupimy, dobrze?
- Super.- uśmiechnęła się i upiła łyk herbaty. Po chwili wrócił Aaron i dałam córce syropu. Po 15 minutach temperatura spadła.
- Tato, a kupisz mi sukienkę?- zapytała Vicky z szerokim uśmiechem.
- Pewnie że tak, królewno.- odparł i wziął ją na ręce. Uśmiechnęłam się i pocałowałam córkę w policzek. Aaron postawił ją na ziemi i natychmiast pobiegła na górę.
- Sofia dała mi do przejrzenia parę zaproszeń. Pomożesz mi wybrać?
- Tak, pewnie. Lista gości jest już gotowa?
- Tak. Chcę zaprosić parę osób spoza Londynu.
- Kogo?
- Znajomych z Florencji, Madrytu, Monachium, Mediolanu i Manchesteru. A, tak i Cesca.
- Okej.- zgodził się.- Długo nie widziałem się z Robinem i Cesciem. To tak w sumie ile będzie gości?
- Liczba nie przekroczy 300, tak mi się wydaje.- uśmiechnęłam się.
- Podoba mi się siódme.
- Masz taki sam gust co Sofia. Mi też się podoba. Jak tylko je wydrukują będziemy musieli przejechać Europę wzdłuż i wszerz.
- Już się nie mogę doczekać.- odparł bez entuzjazmu.
- Góra trzy dni, Aaron. Nie będzie tak źle.- uśmiechnęłam się zachęcająco i poklepałam go po ramieniu.- Jadę odebrać Jamesa.- ubrałam się i pojechałam do brata. To co zobaczyłam w środku lekko mnie przeraziło, a zarazem rozbawiło. Mój braciszek robił za krzesło i jednocześnie królika doświadczalnego. Archie siedział na jego plecach, a Delilah testowała na nim kosmetyki swojej mamy.
- No bracie, znalazłeś pracę na dwa etaty. Zazdroszczę.- uśmiechnęłam się złośliwie i zrobiłam mu zdjęcie.- Gdzie Lauren?
- Pojechała do SPA. Twierdzi że musi odpocząć.
- Ma rację.- pokiwałam głową.
- Tatus, taki ladny.- uśmiechnęła się Lila wyjeżdżając czerwoną szminką poza usta ojca.
- Jak nie on.
- Bardzo śmieszne. Poczekaj, aż Aaronowi zaczną robić makijaż.
- On go nie potrzebuje w przeciwieństwie co do niektórych.- rzuciłam i wraz z synem wyszłam z domu brata. Po kilku minutach byliśmy z powrotem.
- Aaron, zobacz co mam.- uśmiechnęłam się pokazując mu zdjęcie Jacka. Wybuchnął śmiechem.
- Delilah ma talent, ale niebieski to nie jego kolor.
- Tu się z Tobą zgodzę. Myślisz że mnie zabije jak wrzucę je do internetu?
- Raczej tak.
- Dobra, ograniczę się do chłopaków.

__________

Mały edit w obsadzie.
Czekam na rewanż w Monako i Madrycie.
Jutro trzymam kciuki za Ajax. (bez obrazy dla kibiców Legii)

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział XI

Po kilku godzinach byliśmy na Korsyce. Pogoda była idealna. Świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Od razu po wylądowaniu zadzwoniłam do brata.
- Hej Liz.- przywitał się.
- Cześć. Co u Vicky i Jamesa?- spytałam.
- Nie wiem.- odparł.
- Jak to nie wiesz?!- zapytałam zdenerwowana.
- Laurent wziął ich do wesołego miasteczka.
- Aha, no dobra. Zadzwoń do mnie jak wrócą.
- Okej, do zobaczenia.- pożegnał się i rozłączył.
Po zostawieniu bagaży w hotelu poszliśmy na plażę. Usiadłam na piasku i wpatrywałam się w horyzont. Nagle ktoś zakrył mi oczy dłońmi.
- Zgadnij kto.- usłyszałam roześmiany głos mojej córki.
- Victoria.- uśmiechnęłam się i pocałowałam ją i Jamesa w policzek. Kawałek dalej zobaczyłam uśmiechającego się Laurenta.
- Dziękuję że ich przywiozłeś.- uśmiechnęłam się do Francuza.
- Nie ma sprawy. Kochane dzieci.- odparł i odszedł. Victoria i James budowali zamek z piasku. Usiadłam obok Aarona i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Podoba Ci się tu?- spytał.
- Tak, bardzo.- odparłam.- Przyjedziemy tu na wakacje?
- Pojedziemy gdzie tylko będziesz chciała.- pocałował mnie w policzek i mocniej do siebie przytulił. Gdy zaczęło się robić chłodniej wróciliśmy do hotelu. Po kolacji obejrzeliśmy film i dzieci poszły spać.
- Idę się przejść.- oznajmiłam zakładając sweter. Wyszłam przed hotel i ruszyłam wzdłuż brzegu morza. Po kilku minutach spaceru zatrzymałam się i spojrzałam na księżyc. Weszłam do wody, tak że sięgała do połowy kolan. Usłyszałam za sobą cichą melodię. Odwróciłam się i spojrzałam na Walijczyka.
- Zostawiłeś dzieci same?
- Nic im się nie stanie. Obiecuję.
- W innym wypadku oberwiesz.
- Chcę zawsze już być przy Tobie i cieszyć się Twoją bliskością, bo nie wyobrażam już sobie życia bez Ciebie, bez Twojego głosu, bez Twojego widoku, dotyku, ciepła.- rozpoznałam refren Thinking Out Loud i w głowie ją nuciłam. 'I'll just keep on making the same mistake'. Czułam zbierające się w kącikach oczu łzy.-  Godzinami mógłbym słuchać, jak opowiadasz mi o swoich troskach, choć dałbym wszystko, abyś tych trosk miała jak najmniej. Kocham Cię, wyjdź za mnie. Uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi?- uklęknął na jedno kolano, a kieszeni spodni wyciągnął małe pudełeczko.
- Tak.- pokiwałam głową. Włożył mi na palec śliczny pierścionek. 'Kiss me under the light of a thousand stars'. Zaśmiałam się gdy podniósł mnie do góry i okręcił się wokół swojej osi.
- Wracajmy bo się przeziębisz.- objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. Poczułam wibrujący w kieszeni spodni telefon. Odebrałam połączenie od Natalie.
- Liz?- usłyszałam po drugiej stronie jej głos. Poznałam że płakała.- Muszę z Tobą pogadać koniecznie. Przyjedziesz do mnie?
- Jasne. Będę tak szybko jak tylko mogę.- odparłam, a przyjaciółka podziękowała mi i rozłączyła się.
- Wracam do Londynu.- oznajmiłam.
- Kiedy?
- Teraz. Jak najszybciej.- mruknęłam. Zegar wskazywał wpół do 21, ale miałam nadzieję że będzie jakiś lot do Londynu. Szybko wróciłam do hotelu i zabrałam swoje rzeczy. Narzeczony usilnie próbował mnie namówić do zostania na wyspie.
- Muszę lecieć. Nat mnie potrzebuje, Aaron. Kocham Cię.- pocałowałam go krótko w usta i wsiadłam do taksówki która właśnie podjechała pod hotel. Po dziesięciu minutach byłam na lotnisku. Kupiłam bilet na lot do Londynu. W stolicy byłam po pierwszej. W automacie na lotnisku kupiłam sobie mocną kawę i pojechałam do przyjaciółki. Otworzyła mi drzwi i uśmiechnęła się ponuro. Miała czerwone od płaczu twarz. Usiadłyśmy w salonie.
- Natalie co się stało?- spytałam. Przytuliła się do mnie.
- Zerwałam zaręczyny.- załkała.- On... mnie zdradził.- wybuchnęła płaczem. Przytuliłam ją do siebie mocniej. Było mi jej szkoda, bo bardzo kochała Bena, a on ją tak po prostu zdradził. Miałam ochotę mu coś zrobić. Po chwili odsunęła się i spojrzała na mnie.
- Dziękuję że przyjechałaś. Jesteś wspaniała.
- Potrzebowałaś mnie więc przyjechałam.
O siódmej wróciłam do domu. Na ekranie wyświetlała się wiadomość i kilka nieodebranych połączeń. Odczytałam wiadomość od Aarona i skasowałam połączenia od brata. Przed 13 wrócił Aaron z dziećmi.
- Mamo, a dlaczego wcześniej wyjechałaś?- spytała Victoria
- Ciocia Nat potrzebowała pomocy.- odparłam.
- A co się stało?
- Powiem Ci później, dobrze?- uśmiechnęłam się nieznacznie, a Vicky pokiwała głową i pobiegła do swojego pokoju.
- Co się stało?- zapytał mój narzeczony.
- Natalie zerwała zaręczyny z Benem.
- Co? Dlaczego?
- Zdradził ją.- Aaron pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Jadę z nim pogadać.- pocałował mnie w policzek i wyszedł z domu.
- Aaron.- zawołałam za nim. Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika i usiadłam na sofie. Ściągnęłam pierścionek i zaczęłam nim obracać. Po wewnętrznej stronie była wygrawerowana data. 15. 01. 2009. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dnia.

Wytargałam torbę z pociągu i skierowałam się w stronę stacji metra. Po kilku minutach byłam na ulicy przy której mieszkał mój brat z kolegami. Otworzył mi niewiele wyższy ode mnie chłopak.
- Cześć, jestem Liz.- uśmiechnęłam się.
- Cesc. Miło Cię poznać.- uścisnął moją dłoń.
- Mogę wejść?- spytałam.
- Tak, pewnie.- odparł i przepuścił mnie w drzwiach. Z głębi mieszkania wyszedł mój brat z kumplem.
- Ty pewnie jesteś Elizabeth. Theo Walcott, miło Cię poznać.- przywitał się. Torbę zostawiłam w korytarzu i usiadłam z chłopakami w salonie. Po kilkunastu minutach drzwi otworzyły się.
- Ktoś się przeprowadza?- usłyszałam męski głos, i po kilku sekundach w salonie zjawiła się trójka mężczyzn.
- Twoja siostra, Wilshere?- zapytał wysoki blondyn z zadziornym uśmieszkiem.- Śliczniutka.
- Miło Cię poznać, Elizabeth. Jack o Tobie dużo opowiadał. Przepraszam za zachowania Nicklasa. On już taki jest.- odezwał się niższy od blondyna brunet.- Robin van Persie, a to Aaron Ramsey.
- Cześć.- przywitałam się. Spojrzałam w brązowe oczy Aarona i w tym momencie się w nim zakochałam.

- Mamo, włączysz nam bajkę?- zapytał James.
- Tak, jasne.- uśmiechnęłam się i włączyłam kanał z bajkami. Na obiad zrobiłam naleśniki i zaniosłam je dzieciom.

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział X

Nadeszła wiosna. Czas eliminacji do Mistrzostw Europy. Sytuacja Arsenalu była bardzo dobra. W tabeli zajmowaliśmy 2 miejsce, a do Manchesteru traciliśmy cztery punkty. Ubrana w koszulkę Aarona siedziałam na trybunie obok Eleny. Dziewczyna miała na sobie koszulkę Garetha. Po chwili na murawę weszli sędziowie i zawodnicy.
- Gdzie James i Vicky?- spytała Elena
- Z bratem Aarona. Powiedział że wejdzie chwilę po mnie.- odparłam i rozejrzałam się dookoła. Minęło 10 minut meczu, a Josha wciąż nie było. Napisałam mu SMS'a 'Gdzie jesteście?'. Po chwili dostałam odpowiedź: 'Za chwilę będziemy'. Westchnęłam i przewróciłam oczami. W tym samym momencie do bramki trafił Gareth. Po chwili zjawił się Josh z dziećmi. Victoria usiadła mi na kolanach i wyciągnęła się wzrokiem szukając taty. Aaron przygotowywał się do wyrzutu piłki z out'u więc wskazałam córce kierunek. Uśmiechnęła się i do końca połowy wodziła za nim wzrokiem. W przerwie razem z Eleną zeszłyśmy do tunelu. Dziewczyna uściskała Garetha, a ja z dziećmi podeszłam do Aarona. Victoria wskoczyła mu na ręce i pocałowała w policzek.
- No, Ramsey może Liz Cię zastąpi i bardziej nam się przyda.- odezwał się Gareth.
- Raczej nie.- uśmiechnęłam się. Do szatni wszedł trener reprezentacji.
- Widzę że mamy nowych zawodników w reprezentacji.- uśmiechnął się do nas.
- Dzień dobry.- przywitałyśmy się.
- Trenerze to Elizabeth, James i Victoria Wilshere, a to Elena Ramos.- przedstawił nas Aaron.- Nasz wspaniały, jedyny i niepowtarzalny trener, Chris Coleman.
- Dziękuję za tak miłe przedstawienie mojej osoby, Aaron. Miło was poznać.- uścisnął nam ręce, a dzieciom zmierzwił włosy. W drugiej połowie meczu reprezentacja Walii umiejętnie broniła się przed Izraelem. W 70 minucie wyprowadziła kontrę, którą Aaron zakończył celnym strzałem. Wskazał na serce, a później w naszą stronę. Miałam ochotę zbiec i go pocałować, ale musiałam zaczekać jeszcze 20 minut.
- Szczęściara z Ciebie że masz takiego faceta.- zwróciła się do mnie Elena ze smutnym uśmiechem.
- Może ten jedyny jest bliżej niż myślisz.- odparłam. Nie wiem skąd przyszło mi do głowy, ale może kiedyś okaże się to prawdą. Elena spojrzała na mnie zaskoczona i chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się i wróciła do oglądania meczu. Co jakiś czas spoglądała na mnie tak jakby chciała odkryć co miałam na myśli. Po meczu zaczekaliśmy pod stadionem. Elena i Gareth wracali do Madrytu, a ja jak najszybciej chciałam wracać do Londynu. W połowie drogi do Londynu Victoria już spała. James zasnął po dojechaniu do domu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Aarona. Oparł czoło o mój kark i objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się i po chwili zasnęłam. Obudziły mnie dzieci, które wskoczyły do łóżka.
- Mógłbym się tak budzić codziennie.- Walijczyk pocałował mnie w policzek. Wstałam z łóżka i poszłam zrobić śniadanie. Po posiłku przyjechał mój brat i oznajmił że zabiera dzieci do siebie. Spakowałam je i po chwili ich nie było.
- Jedziemy do Florencji. Za trzy godziny mamy samolot.- oznajmił Aaron gdy piłam poranną kawę. Po półgodzinie byłam już spakowana, a niecałe dwie godziny później siedzieliśmy w samolocie. Cieszyłam się z wyjazdu, bo we Florencji miałam znajomych których nie widziałam od wyjazdu z Monachium i bardzo za nimi tęskniłam. Po dwóch godzinach wylądowaliśmy. W hotelu zostawiliśmy swoje rzeczy i poszliśmy na spacer. Nagle zobaczyłam znajomą dość wysoką brunetkę. Odwróciła się i zobaczyłam że na rękach trzyma małą dziewczynkę. Rozejrzała się, a swój wzrok zatrzymała na mnie. Wtedy byłam pewna że to Carice. Pociągnęłam za sobą Aarona i podeszłam do Holenderki.
- Boże, jak ja Cię długo nie widziałam Liz.- uścisnęła mnie. Przywitała się z Aaronem. Poszliśmy na kawę.
- Opowiadajcie, co u was? Jak w Londynie?- wypytywała nas bawiąc córkę. Dziewczynka miała brązowe włosy po ojcu, a kolor oczu po Car.
- Wszystko dobrze, ale to Ty opowiadaj.
- Wszystko układa się bardzo dobrze. Mam Alessandrę i kochającego narzeczonego. Mieszkam w pięknym mieście. Mam wszystko o czym marzyłam.- uśmiechnęła się.- Chodźcie do mnie. Mario ucieszy się jak Cię zobaczy.- oznajmiła wstając. Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem.
- Mario, mamy gości.- zawołała od progu.- Napijecie się czegoś?
- Nie, dziękujemy.- odparliśmy. W salonie zjawił się napastnik Fiorentiny.
- Liza?- spytał zaskoczony i przytulił mnie do siebie.- Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem. Co u dzieci?
- Wszystko dobrze. Mario, to Aaron. Kochanie, to Mario.- odparłam gdy wypuścił mnie z uścisku. Zobaczyłam że Walijczyk przygląda się Niemcowi ze złością. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Cześć, miło Cię poznać.- uśmiechnął się Mario i wyciągnął w jego kierunku dłoń. Po godzinie wróciliśmy do hotelu.
- Nie podobało mi się jak na Ciebie patrzył.- odezwał się
- Mi się wydaje czy jesteś zazdrosny?
- Tak. Cholernie. O każdego.
- Kochanie, przecież doskonale wiesz że Cię kocham.- pocałowałam go w policzek.- Mario to stary znajomy. On i Car mi pomagali. Ale nie rozmawiajmy już o tym, dobrze?
Następnego dnia Aaron oznajmił że lecimy na Korsykę.

__________

No więc jesteśmy już na przełomie marca i kwietnia. Rozdział miał pojawić się jutro z okazji derbów, ale jutro będę miała mało czasu ( mam nadzieję że nie będzie szlabanu) więc dodaję dzisiaj. Zapraszam na Under Spanish Sun i Everything is changing
Jezuu...... nie mogę się doczekać.
Aaa i zobaczcie co znalazłam: 

  





Niektórzy prawie w ogóle się nie zmienili, co nie?

Trochę statystyk: 




Na koniec mała zagadka: 
Chłopiec po prawej wyrósł na...

Liga Mistrzów za niedługo. Plany na ferie są.