- Gdzie James i Vicky?- spytała Elena
- Z bratem Aarona. Powiedział że wejdzie chwilę po mnie.- odparłam i rozejrzałam się dookoła. Minęło 10 minut meczu, a Josha wciąż nie było. Napisałam mu SMS'a 'Gdzie jesteście?'. Po chwili dostałam odpowiedź: 'Za chwilę będziemy'. Westchnęłam i przewróciłam oczami. W tym samym momencie do bramki trafił Gareth. Po chwili zjawił się Josh z dziećmi. Victoria usiadła mi na kolanach i wyciągnęła się wzrokiem szukając taty. Aaron przygotowywał się do wyrzutu piłki z out'u więc wskazałam córce kierunek. Uśmiechnęła się i do końca połowy wodziła za nim wzrokiem. W przerwie razem z Eleną zeszłyśmy do tunelu. Dziewczyna uściskała Garetha, a ja z dziećmi podeszłam do Aarona. Victoria wskoczyła mu na ręce i pocałowała w policzek.
- No, Ramsey może Liz Cię zastąpi i bardziej nam się przyda.- odezwał się Gareth.
- Raczej nie.- uśmiechnęłam się. Do szatni wszedł trener reprezentacji.
- Widzę że mamy nowych zawodników w reprezentacji.- uśmiechnął się do nas.
- Dzień dobry.- przywitałyśmy się.
- Trenerze to Elizabeth, James i Victoria Wilshere, a to Elena Ramos.- przedstawił nas Aaron.- Nasz wspaniały, jedyny i niepowtarzalny trener, Chris Coleman.
- Dziękuję za tak miłe przedstawienie mojej osoby, Aaron. Miło was poznać.- uścisnął nam ręce, a dzieciom zmierzwił włosy. W drugiej połowie meczu reprezentacja Walii umiejętnie broniła się przed Izraelem. W 70 minucie wyprowadziła kontrę, którą Aaron zakończył celnym strzałem. Wskazał na serce, a później w naszą stronę. Miałam ochotę zbiec i go pocałować, ale musiałam zaczekać jeszcze 20 minut.
- Szczęściara z Ciebie że masz takiego faceta.- zwróciła się do mnie Elena ze smutnym uśmiechem.
- Może ten jedyny jest bliżej niż myślisz.- odparłam. Nie wiem skąd przyszło mi do głowy, ale może kiedyś okaże się to prawdą. Elena spojrzała na mnie zaskoczona i chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się i wróciła do oglądania meczu. Co jakiś czas spoglądała na mnie tak jakby chciała odkryć co miałam na myśli. Po meczu zaczekaliśmy pod stadionem. Elena i Gareth wracali do Madrytu, a ja jak najszybciej chciałam wracać do Londynu. W połowie drogi do Londynu Victoria już spała. James zasnął po dojechaniu do domu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Aarona. Oparł czoło o mój kark i objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się i po chwili zasnęłam. Obudziły mnie dzieci, które wskoczyły do łóżka.
- Mógłbym się tak budzić codziennie.- Walijczyk pocałował mnie w policzek. Wstałam z łóżka i poszłam zrobić śniadanie. Po posiłku przyjechał mój brat i oznajmił że zabiera dzieci do siebie. Spakowałam je i po chwili ich nie było.
- Jedziemy do Florencji. Za trzy godziny mamy samolot.- oznajmił Aaron gdy piłam poranną kawę. Po półgodzinie byłam już spakowana, a niecałe dwie godziny później siedzieliśmy w samolocie. Cieszyłam się z wyjazdu, bo we Florencji miałam znajomych których nie widziałam od wyjazdu z Monachium i bardzo za nimi tęskniłam. Po dwóch godzinach wylądowaliśmy. W hotelu zostawiliśmy swoje rzeczy i poszliśmy na spacer. Nagle zobaczyłam znajomą dość wysoką brunetkę. Odwróciła się i zobaczyłam że na rękach trzyma małą dziewczynkę. Rozejrzała się, a swój wzrok zatrzymała na mnie. Wtedy byłam pewna że to Carice. Pociągnęłam za sobą Aarona i podeszłam do Holenderki.
- Boże, jak ja Cię długo nie widziałam Liz.- uścisnęła mnie. Przywitała się z Aaronem. Poszliśmy na kawę.
- Opowiadajcie, co u was? Jak w Londynie?- wypytywała nas bawiąc córkę. Dziewczynka miała brązowe włosy po ojcu, a kolor oczu po Car.
- Wszystko dobrze, ale to Ty opowiadaj.
- Wszystko układa się bardzo dobrze. Mam Alessandrę i kochającego narzeczonego. Mieszkam w pięknym mieście. Mam wszystko o czym marzyłam.- uśmiechnęła się.- Chodźcie do mnie. Mario ucieszy się jak Cię zobaczy.- oznajmiła wstając. Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem.
- Mario, mamy gości.- zawołała od progu.- Napijecie się czegoś?
- Nie, dziękujemy.- odparliśmy. W salonie zjawił się napastnik Fiorentiny.
- Liza?- spytał zaskoczony i przytulił mnie do siebie.- Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem. Co u dzieci?
- Wszystko dobrze. Mario, to Aaron. Kochanie, to Mario.- odparłam gdy wypuścił mnie z uścisku. Zobaczyłam że Walijczyk przygląda się Niemcowi ze złością. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Cześć, miło Cię poznać.- uśmiechnął się Mario i wyciągnął w jego kierunku dłoń. Po godzinie wróciliśmy do hotelu.
- Nie podobało mi się jak na Ciebie patrzył.- odezwał się
- Mi się wydaje czy jesteś zazdrosny?
- Tak. Cholernie. O każdego.
- Kochanie, przecież doskonale wiesz że Cię kocham.- pocałowałam go w policzek.- Mario to stary znajomy. On i Car mi pomagali. Ale nie rozmawiajmy już o tym, dobrze?
Następnego dnia Aaron oznajmił że lecimy na Korsykę.
__________
No więc jesteśmy już na przełomie marca i kwietnia. Rozdział miał pojawić się jutro z okazji derbów, ale jutro będę miała mało czasu ( mam nadzieję że nie będzie szlabanu) więc dodaję dzisiaj. Zapraszam na Under Spanish Sun i Everything is changing
Jezuu...... nie mogę się doczekać.
Aaa i zobaczcie co znalazłam:
Niektórzy prawie w ogóle się nie zmienili, co nie?
Trochę statystyk:
Na koniec mała zagadka:
Chłopiec po prawej wyrósł na...
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że szanse na pierwsze czy drugie miejsce nie są tak duże. Chyba że Ospina będzie grał ;)
Walcott najlepiej wyglądał jak był młody :3
Arteta i Xabi Alonso? Tak?
Nie mogę doczekać się jutra! Wygramy z Tottkami :)
I czekam na next :P
W sumie to trafiłam tutaj w poszukiwaniu spamu, ale zobaczyłam: "O, Aaron <3" i stwierdziłam, że dziś zabiorę się za czytanie tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńSPAM:
Zapraszam na pierwszy rozdział opowiadania http://desde-primer-beso.blogspot.com :)