niedziela, 12 kwietnia 2015

Epilog

10 lat później

Uśmiechnęłam się patrząc na moją najmłodszą córkę bawiącą się z starszym bratem. Poczułam silne ręce obejmujące mnie w talii. Odwróciłam się i pocałowałam męża w policzek. To był ostatni sezon Aarona w Arsenalu, a niedawno dostał ofertę od Cardiff City na trenera pierwszego zespołu. Za pięć tygodni mieliśmy przeprowadzić się do stolicy Walii. Cieszyłam się na przeprowadzkę, bo będę bliżej przyjaciół. Natalie pięć lat temu zamieszkała razem z Joshem w Caerphilly, a w Cardiff mieszkał Gareth i pracował jako menedżer lokalnego klubu. Sofia rok temu przeprowadziła się do Sztokholmu, twierdząc że kocha zimny klimat. Chloe podbiegła do Aarona, a ten wziął ją na ręce i pocałował w policzek. Nathaniel wszedł do domu i poszedł na górę. Razem weszliśmy do środka i usiedliśmy w salonie.
- Aaron...- zwróciłam się do męża.- Wiesz, martwię się o Vicky. Ten cały Martin jest jakiś dziwny.
- Ja też się martwię, ale nie zakażesz jej spotykania się z nim.
- To Ty jesteś ojcem i to Ty powinieneś jej tego zakazać. Tak robią ojcowie.
- Może to samo się rozwiąże gdy wyjedziemy do Cardiff.
- Miejmy nadzieję.- westchnęłam. W tym samym momencie do domu weszła Victoria i James.
- Hej.- przywitali się. Victoria usiadła w fotelu, a James poszedł do swojego pokoju.
- Cześć.- odparliśmy, a ja uważnie spojrzałam na córkę.
- Vicky, co się stało?
- Właśnie dowiedziałam się że Martin mnie zdradza.- uśmiechnęła się blado i spojrzała na mnie zbolałym wzrokiem.- Podejrzewałam to od paru tygodni, ale nie dopuszczałam do siebie tego faktu. Byłam naiwna i ślepo w niego zapatrzona.- przytuliłam córkę.
Następnego dnia poszliśmy na mecz Arsenalu z Chelsea. Ze składów obu drużyn sprzed 10 lat grało 9 zawodników. Usiedliśmy w loży przeznaczonej dla VIP-ów obok narzeczonej Caluma. Na murawę weszli piłkarze obu zespołów. Po 20 minutach Chelsea prowadziła po bramce Edena Hazarda. Belg po krótkim pobycie w Madrycie wrócił do Londynu. Thierry Henry motywował swoich podopiecznych do działania, co opłaciło się pod koniec pierwszej połowy gdy Calum pokonał Courtoisa. Spotkanie zakończyło się wygraną Arsenalu i dzięki niej Kanonierzy zdobyli 17 mistrzostwo Anglii. 




___________

Jest mi strasznie głupio kończąc to opowiadanie w taki sposób, naprawdę.
Myślałam że będzie dłuższe, ale straciłam wenę na dalszy ciąg. Nie mam pomysłu.
Naprawdę.
Przepraszam.
Ale na pewno to nie ostatnie opowiadanie z Aaronem mojego autorstwa.
Zapraszam do zakładki o mnie.
Do zobaczenia.

piątek, 13 marca 2015

Rozdział XIII

Odebrałam zaproszenia z drukarni i wróciłam. Aaron siedział w salonie i układał z dziećmi puzzle. Zaproszenia rozłożyłam na stole w kuchni i posegregowałam. Aaron objął mnie w talii i położył głowę na ramieniu.
- Te trzeba będzie rozesłać w najbliższym czasie.- wskazałam na zaproszenia po mojej prawej.- A te, dostarczyć osobiście.
- Okej.- kiwnął głową i wziął do ręki jedno z zaproszeń.- Masz ich adres?
- Oczywiście że tak.- zapewniłam z uśmiechem.- Coś nie tak? Jeśli nie będziesz chciał kogoś z nich zaprosić zrozumiem.
- Przecież to moi i twoi przyjaciele.
- No tak, ale wiem że nie przepadasz za Mario.
- Od razu nie przepadam. Nie zdążyłem go dobrze poznać.
- Świetnie. Więc jutro je wyślemy, a pojutrze dostarczymy. Co Ty na to?
- Super pomysł.
Mój telefon zaczął grać 
- Elizabeth Wilshere?
- Tak, to ja. Kto mówi?  
- Madison Williams. Pamiętasz mnie jeszcze?
- Tak, pewnie.- odparłam. Nie przepadałam za Williams. Należała do grupki najpopularniejszych dziewczyn w szkole i myślały że są najlepsze, najmądrzejsze i ogólnie naj.- Co chcesz?
- Razem z Michelle i Sophie organizujemy zjazd naszej klasy. Chciałabym Cię zaprosić. Odbędzie się 12 lipca w Queensbury na Walm Lane o 16.
- Przykro mi, ale 12 lipca mam już zajęty.
- Aha, no trudno. Mam nadzieję że jeszcze się kiedyś spotkamy.- oznajmiła i rozłączyła się. Natychmiast zadzwoniłam do Natalie i powiedziałam że dzwoniła do mnie Madison. Moja przyjaciółka szczerze jej nienawidziła, bo sześć lat temu Williams odbiła jej chłopaka którego Nat bardzo kochała. Usiadłam obok Vicky i razem z Jamesem układaliśmy puzzle.
Następnego dnia po zajęciach na uczelni poszłam do pracy, a po drodze wstąpiłam na pocztę wysłać zaproszenia. Gdy skręcałam w ulicę na której znajdowała się kawiarnia usłyszałam jak ktoś mnie woła. Cicho zaklęłam pod nosem i przyspieszyłam. Dogonił mnie i położył dłoń na ramieniu zmuszając mnie do odwrócenia się.
- Co Ty tu robisz?- syknęłam.
- Mówiłem że Cię znajdę.
- No to gratuluję. Puszczaj.- rozluźnił uścisk.
- Wróć do Monachium, Lizbeth. Proszę.
- Nie. Nigdzie nie wracam.
- Ale dlaczego?
- Bo tu studiuję, mam pracę i rodzinę.
- Studia możesz dokończyć w Monachium, a pracę dostaniesz w Bayernie.
- Ale rodziny w Bayernie nie dostanę.- odparowałam.
- Liz, proszę. Wróć.
- Nein, verdammt nochmal. Lass mich in Ruhe.
- Ich habe mich in dich verliebt, Liz. - tym wyznaniem wmurował mnie w ziemię. Spuściłam wzrok i chwilę milczałam.
- Ich habe einen Verlobten.- odparłam.
- Aber Elizabeth...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
- Es tut mir leid, aber ich beeile mich zu arbeiten.- weszłam do lokalu.
- Elizabeth, lass uns reden.- chwycił mnie za przedramię i odwrócił w swoją stronę. Czułam na sobie wzrok paru osób.
- Wir haben nichts zu erzahlen.- warknęłam próbując się wyrwać, ale bez powodzenia.
- Zostaw ją!- usłyszałam krzyk Aarona. Ale Niemiec nie puścił mnie, wręcz przeciwnie. Jego uścisk stawał się coraz silniejszy.
- Nie mieszaj się.- poprosiłam gdy stanął obok nas.
- Puść ją.- powtórzył. Gdy ten nie ustąpił mój narzeczony odepchnął go, a Niemiec uderzył go pięścią w nos.
- Aussteigen. Ich will nicht Sie zu sehen.*- syknęłam i wskazałam na drzwi. Posłuchał mnie i już go nie było.- Chodź, musi go zobaczyć lekarz.- zwróciłam się do Walijczyka i odprowadzeni wzrokiem klientów wyszliśmy z lokalu. Usiadłam za kierownicą czerwonego Mercedesa i kazałam Aaronowi pochylić głowę do przodu. Pojechaliśmy na SOR.- Przez niego stracę pracę.- westchnęłam siadając na krześle w poczekalni. Nos na szczęście nie był złamany, tylko lekko opuchnięty.- Dziękuję.- szepnęłam i pocałowałam go w policzek.
- To nic takiego. Co mu powiedziałaś?
- Parę rzeczy, nic takiego. Ważne że sobie poszedł.- uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta. Wybrałam numer Sharon.
- Hej, Liz. Z Aaronem wszystko dobrze?- spytała.
- Tak, jest okej. Shar, przepraszam za tą scenę.
- Nie przepraszaj mnie. To nie twoja wina, Liz. Do jutra.
- Dzięki. Do jutra.- rozłączyłam się. Aaron odebrał dzieci z przedszkola i wróciliśmy do domu.



___________

Przepraszam że tak długo czekaliście na rozdział.
Przepraszam również za niemiecki. Nie wiem co mnie wzięło.

* Tłumaczenie: 
- Nie do cholery. Zostaw mnie w spokoju.
- Zakochałem się w Tobie, Liz.
- Mam narzeczonego.
- Przykro mi, ale spieszę się do pracy.
- Elizzabeth, porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- Wynoś się. Nie chcę Cię widzieć.

Do następnego.

środa, 25 lutego 2015

Rozdział XII

Poprosiłam Sofię i Natalie o pomoc przy organizacji ślubu i wesela. Obie bez wahania się zgodziły.
- A może ta?- Angielka wskazała na kolejną białą suknię, a ja spojrzałam na nią.
- Jest śliczna.- uśmiechnęłam się.
- Leć ją przymierzyć.- Chilijka popchnęła mnie w stronę przymierzalni. Suknia leżała idealnie, tak jakby była szyta specjalnie dla mnie.
- Wyglądasz niesamowicie, Liz.- uśmiechnęła się Natalie, a Sofia energicznie pokiwała głową. Po zakupie sukni dziewczyny pociągnęły mnie do obuwniczego. Na wejściu Nat zauważyła jakąś parę bo pociągnęła mnie i Sofię w tamtą stronę. Z półki ściągnęła parę białych szpilek na siedmiocentymetrowym obcasie.
- I jak?- spytała.- Śliczne są, co nie?- zerknęła na nas. Pokiwałyśmy głowami, a Natalie udała się do kasy. Po zakupach poszłyśmy na kawę.
- Dobra.- odezwała się Sofia notując coś w zeszycie.- Kwiaty.
- Konwalie lub lilie.
- Goście?
- Rodzice moi i Aarona i jego brat, Arsenal, Bale, Ramos, van Persie, Gomez, Fabregas, Podolski.- wymieniłam i spojrzałam na Chilijkę. Przerwała pisanie i popatrzyła na mnie.
- Znasz Sergio Ramosa?!- spytała podekscytowana, a ja pokiwałam głową.- Boże, on jest taki przystojny.- rozmarzyła się.
- Totalnie. Te jego ramiona.- dodała Natalie. Pokręciłam głową i zaśmiałam się.
- I brzuch.- dorzuciła Sofia.
- On ma żonę i dzieci, wiecie?- rozległo się przeciągłe westchnięcie.
- Ktoś jeszcze?- spytała Chilijka.- Powiedz że znasz Ronaldo, Isco, Casillasa, Torresa, Alonso i Mandzukica.
- Znam, ale nie przepadam za pierwszym.
- Zaprosisz ich?- spytała Sofia z nadzieją w głosie.
- Nie wiem. Wolałabym żeby ktoś z Monachium się tu nie zjawił.
- A, chodzi Ci o tego... jak mu tam.- mruknęła Natalie gestykulując.- Ba...Badtub?Badtuber?- wybuchnęłam śmiechem, a po chwili także Nat i Sofia.
- Badstuber.
- No, a co powiedziałam?
- Nieważne.- uśmiechnęłam się.
- Czemu go nie lubisz?
- Ubzdurał sobie parę rzeczy, mówiąc w skrócie.- mruknęłam upijając łyk kawy.
- Muzyka? Przynajmniej na pierwszy taniec.- Chilijka wróciła do tematu naszej wcześniejszej rozmowy. Byłam wdzięczna że nie ciągnęła tematu Niemca.
- To przegadałabym jeszcze z Aaronem, ale wydaje mi się że Everything I Do będzie okej.- Sofia zanotowała to w swoim zeszycie i zamyśliła się. Z torby wyciągnęła dość dużą kopertę i podała mi ją.
- Przejrzyj je. Mi najbardziej podoba się siódemka.
- Dzięki. Przejrzymy je i razem wybierzemy. A, wy? Wybrałyście już sobie sukienki?- spytałam i w tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran i odrzuciłam połączenie od Aarona.
- Tak, pewnie.- odparła Natalie.
- Muszę już lecieć.- oznajmiłam wstając od stolika. Odebrałam połączenie od narzeczonego i skierowałam się do wyjścia z galerii.
- Coś się stało?- spytałam.
- Victoria źle się czuje.
- Okej, zaraz będę.
Po piętnastu minutach byłam już w domu. Vicky leżała na kanapie przykryta kocem i oglądała bajki. Usiadłam obok niej i pocałowałam w policzek. Dotknęłam jej czoła.
- Masz gorączkę, skarbie. Zaraz coś poradzimy.- uśmiechnęłam się i wstałam z kanapy. W żadnej z szafek nie było nic na zbicie gorączki.
- Aaron, jedź do apteki i kup coś na gorączkę.- zawołałam i wróciłam do córki z gorącą herbatą.- Gdzie James?
- U Jacka.
- Dobrze. Tylko nie wyślijcie go znowu na Korsykę.
- Spokojna głowa.- pocałował mnie w policzek i wyszedł z domu.
- Mamo, a kupiłaś już sukienkę?- spytała Victoria.
- Tak, skarbie. A kiedy wyzdrowiejesz pójdziemy na zakupy i Tobie też kupimy, dobrze?
- Super.- uśmiechnęła się i upiła łyk herbaty. Po chwili wrócił Aaron i dałam córce syropu. Po 15 minutach temperatura spadła.
- Tato, a kupisz mi sukienkę?- zapytała Vicky z szerokim uśmiechem.
- Pewnie że tak, królewno.- odparł i wziął ją na ręce. Uśmiechnęłam się i pocałowałam córkę w policzek. Aaron postawił ją na ziemi i natychmiast pobiegła na górę.
- Sofia dała mi do przejrzenia parę zaproszeń. Pomożesz mi wybrać?
- Tak, pewnie. Lista gości jest już gotowa?
- Tak. Chcę zaprosić parę osób spoza Londynu.
- Kogo?
- Znajomych z Florencji, Madrytu, Monachium, Mediolanu i Manchesteru. A, tak i Cesca.
- Okej.- zgodził się.- Długo nie widziałem się z Robinem i Cesciem. To tak w sumie ile będzie gości?
- Liczba nie przekroczy 300, tak mi się wydaje.- uśmiechnęłam się.
- Podoba mi się siódme.
- Masz taki sam gust co Sofia. Mi też się podoba. Jak tylko je wydrukują będziemy musieli przejechać Europę wzdłuż i wszerz.
- Już się nie mogę doczekać.- odparł bez entuzjazmu.
- Góra trzy dni, Aaron. Nie będzie tak źle.- uśmiechnęłam się zachęcająco i poklepałam go po ramieniu.- Jadę odebrać Jamesa.- ubrałam się i pojechałam do brata. To co zobaczyłam w środku lekko mnie przeraziło, a zarazem rozbawiło. Mój braciszek robił za krzesło i jednocześnie królika doświadczalnego. Archie siedział na jego plecach, a Delilah testowała na nim kosmetyki swojej mamy.
- No bracie, znalazłeś pracę na dwa etaty. Zazdroszczę.- uśmiechnęłam się złośliwie i zrobiłam mu zdjęcie.- Gdzie Lauren?
- Pojechała do SPA. Twierdzi że musi odpocząć.
- Ma rację.- pokiwałam głową.
- Tatus, taki ladny.- uśmiechnęła się Lila wyjeżdżając czerwoną szminką poza usta ojca.
- Jak nie on.
- Bardzo śmieszne. Poczekaj, aż Aaronowi zaczną robić makijaż.
- On go nie potrzebuje w przeciwieństwie co do niektórych.- rzuciłam i wraz z synem wyszłam z domu brata. Po kilku minutach byliśmy z powrotem.
- Aaron, zobacz co mam.- uśmiechnęłam się pokazując mu zdjęcie Jacka. Wybuchnął śmiechem.
- Delilah ma talent, ale niebieski to nie jego kolor.
- Tu się z Tobą zgodzę. Myślisz że mnie zabije jak wrzucę je do internetu?
- Raczej tak.
- Dobra, ograniczę się do chłopaków.

__________

Mały edit w obsadzie.
Czekam na rewanż w Monako i Madrycie.
Jutro trzymam kciuki za Ajax. (bez obrazy dla kibiców Legii)

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział XI

Po kilku godzinach byliśmy na Korsyce. Pogoda była idealna. Świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Od razu po wylądowaniu zadzwoniłam do brata.
- Hej Liz.- przywitał się.
- Cześć. Co u Vicky i Jamesa?- spytałam.
- Nie wiem.- odparł.
- Jak to nie wiesz?!- zapytałam zdenerwowana.
- Laurent wziął ich do wesołego miasteczka.
- Aha, no dobra. Zadzwoń do mnie jak wrócą.
- Okej, do zobaczenia.- pożegnał się i rozłączył.
Po zostawieniu bagaży w hotelu poszliśmy na plażę. Usiadłam na piasku i wpatrywałam się w horyzont. Nagle ktoś zakrył mi oczy dłońmi.
- Zgadnij kto.- usłyszałam roześmiany głos mojej córki.
- Victoria.- uśmiechnęłam się i pocałowałam ją i Jamesa w policzek. Kawałek dalej zobaczyłam uśmiechającego się Laurenta.
- Dziękuję że ich przywiozłeś.- uśmiechnęłam się do Francuza.
- Nie ma sprawy. Kochane dzieci.- odparł i odszedł. Victoria i James budowali zamek z piasku. Usiadłam obok Aarona i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Podoba Ci się tu?- spytał.
- Tak, bardzo.- odparłam.- Przyjedziemy tu na wakacje?
- Pojedziemy gdzie tylko będziesz chciała.- pocałował mnie w policzek i mocniej do siebie przytulił. Gdy zaczęło się robić chłodniej wróciliśmy do hotelu. Po kolacji obejrzeliśmy film i dzieci poszły spać.
- Idę się przejść.- oznajmiłam zakładając sweter. Wyszłam przed hotel i ruszyłam wzdłuż brzegu morza. Po kilku minutach spaceru zatrzymałam się i spojrzałam na księżyc. Weszłam do wody, tak że sięgała do połowy kolan. Usłyszałam za sobą cichą melodię. Odwróciłam się i spojrzałam na Walijczyka.
- Zostawiłeś dzieci same?
- Nic im się nie stanie. Obiecuję.
- W innym wypadku oberwiesz.
- Chcę zawsze już być przy Tobie i cieszyć się Twoją bliskością, bo nie wyobrażam już sobie życia bez Ciebie, bez Twojego głosu, bez Twojego widoku, dotyku, ciepła.- rozpoznałam refren Thinking Out Loud i w głowie ją nuciłam. 'I'll just keep on making the same mistake'. Czułam zbierające się w kącikach oczu łzy.-  Godzinami mógłbym słuchać, jak opowiadasz mi o swoich troskach, choć dałbym wszystko, abyś tych trosk miała jak najmniej. Kocham Cię, wyjdź za mnie. Uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi?- uklęknął na jedno kolano, a kieszeni spodni wyciągnął małe pudełeczko.
- Tak.- pokiwałam głową. Włożył mi na palec śliczny pierścionek. 'Kiss me under the light of a thousand stars'. Zaśmiałam się gdy podniósł mnie do góry i okręcił się wokół swojej osi.
- Wracajmy bo się przeziębisz.- objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. Poczułam wibrujący w kieszeni spodni telefon. Odebrałam połączenie od Natalie.
- Liz?- usłyszałam po drugiej stronie jej głos. Poznałam że płakała.- Muszę z Tobą pogadać koniecznie. Przyjedziesz do mnie?
- Jasne. Będę tak szybko jak tylko mogę.- odparłam, a przyjaciółka podziękowała mi i rozłączyła się.
- Wracam do Londynu.- oznajmiłam.
- Kiedy?
- Teraz. Jak najszybciej.- mruknęłam. Zegar wskazywał wpół do 21, ale miałam nadzieję że będzie jakiś lot do Londynu. Szybko wróciłam do hotelu i zabrałam swoje rzeczy. Narzeczony usilnie próbował mnie namówić do zostania na wyspie.
- Muszę lecieć. Nat mnie potrzebuje, Aaron. Kocham Cię.- pocałowałam go krótko w usta i wsiadłam do taksówki która właśnie podjechała pod hotel. Po dziesięciu minutach byłam na lotnisku. Kupiłam bilet na lot do Londynu. W stolicy byłam po pierwszej. W automacie na lotnisku kupiłam sobie mocną kawę i pojechałam do przyjaciółki. Otworzyła mi drzwi i uśmiechnęła się ponuro. Miała czerwone od płaczu twarz. Usiadłyśmy w salonie.
- Natalie co się stało?- spytałam. Przytuliła się do mnie.
- Zerwałam zaręczyny.- załkała.- On... mnie zdradził.- wybuchnęła płaczem. Przytuliłam ją do siebie mocniej. Było mi jej szkoda, bo bardzo kochała Bena, a on ją tak po prostu zdradził. Miałam ochotę mu coś zrobić. Po chwili odsunęła się i spojrzała na mnie.
- Dziękuję że przyjechałaś. Jesteś wspaniała.
- Potrzebowałaś mnie więc przyjechałam.
O siódmej wróciłam do domu. Na ekranie wyświetlała się wiadomość i kilka nieodebranych połączeń. Odczytałam wiadomość od Aarona i skasowałam połączenia od brata. Przed 13 wrócił Aaron z dziećmi.
- Mamo, a dlaczego wcześniej wyjechałaś?- spytała Victoria
- Ciocia Nat potrzebowała pomocy.- odparłam.
- A co się stało?
- Powiem Ci później, dobrze?- uśmiechnęłam się nieznacznie, a Vicky pokiwała głową i pobiegła do swojego pokoju.
- Co się stało?- zapytał mój narzeczony.
- Natalie zerwała zaręczyny z Benem.
- Co? Dlaczego?
- Zdradził ją.- Aaron pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Jadę z nim pogadać.- pocałował mnie w policzek i wyszedł z domu.
- Aaron.- zawołałam za nim. Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika i usiadłam na sofie. Ściągnęłam pierścionek i zaczęłam nim obracać. Po wewnętrznej stronie była wygrawerowana data. 15. 01. 2009. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dnia.

Wytargałam torbę z pociągu i skierowałam się w stronę stacji metra. Po kilku minutach byłam na ulicy przy której mieszkał mój brat z kolegami. Otworzył mi niewiele wyższy ode mnie chłopak.
- Cześć, jestem Liz.- uśmiechnęłam się.
- Cesc. Miło Cię poznać.- uścisnął moją dłoń.
- Mogę wejść?- spytałam.
- Tak, pewnie.- odparł i przepuścił mnie w drzwiach. Z głębi mieszkania wyszedł mój brat z kumplem.
- Ty pewnie jesteś Elizabeth. Theo Walcott, miło Cię poznać.- przywitał się. Torbę zostawiłam w korytarzu i usiadłam z chłopakami w salonie. Po kilkunastu minutach drzwi otworzyły się.
- Ktoś się przeprowadza?- usłyszałam męski głos, i po kilku sekundach w salonie zjawiła się trójka mężczyzn.
- Twoja siostra, Wilshere?- zapytał wysoki blondyn z zadziornym uśmieszkiem.- Śliczniutka.
- Miło Cię poznać, Elizabeth. Jack o Tobie dużo opowiadał. Przepraszam za zachowania Nicklasa. On już taki jest.- odezwał się niższy od blondyna brunet.- Robin van Persie, a to Aaron Ramsey.
- Cześć.- przywitałam się. Spojrzałam w brązowe oczy Aarona i w tym momencie się w nim zakochałam.

- Mamo, włączysz nam bajkę?- zapytał James.
- Tak, jasne.- uśmiechnęłam się i włączyłam kanał z bajkami. Na obiad zrobiłam naleśniki i zaniosłam je dzieciom.

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział X

Nadeszła wiosna. Czas eliminacji do Mistrzostw Europy. Sytuacja Arsenalu była bardzo dobra. W tabeli zajmowaliśmy 2 miejsce, a do Manchesteru traciliśmy cztery punkty. Ubrana w koszulkę Aarona siedziałam na trybunie obok Eleny. Dziewczyna miała na sobie koszulkę Garetha. Po chwili na murawę weszli sędziowie i zawodnicy.
- Gdzie James i Vicky?- spytała Elena
- Z bratem Aarona. Powiedział że wejdzie chwilę po mnie.- odparłam i rozejrzałam się dookoła. Minęło 10 minut meczu, a Josha wciąż nie było. Napisałam mu SMS'a 'Gdzie jesteście?'. Po chwili dostałam odpowiedź: 'Za chwilę będziemy'. Westchnęłam i przewróciłam oczami. W tym samym momencie do bramki trafił Gareth. Po chwili zjawił się Josh z dziećmi. Victoria usiadła mi na kolanach i wyciągnęła się wzrokiem szukając taty. Aaron przygotowywał się do wyrzutu piłki z out'u więc wskazałam córce kierunek. Uśmiechnęła się i do końca połowy wodziła za nim wzrokiem. W przerwie razem z Eleną zeszłyśmy do tunelu. Dziewczyna uściskała Garetha, a ja z dziećmi podeszłam do Aarona. Victoria wskoczyła mu na ręce i pocałowała w policzek.
- No, Ramsey może Liz Cię zastąpi i bardziej nam się przyda.- odezwał się Gareth.
- Raczej nie.- uśmiechnęłam się. Do szatni wszedł trener reprezentacji.
- Widzę że mamy nowych zawodników w reprezentacji.- uśmiechnął się do nas.
- Dzień dobry.- przywitałyśmy się.
- Trenerze to Elizabeth, James i Victoria Wilshere, a to Elena Ramos.- przedstawił nas Aaron.- Nasz wspaniały, jedyny i niepowtarzalny trener, Chris Coleman.
- Dziękuję za tak miłe przedstawienie mojej osoby, Aaron. Miło was poznać.- uścisnął nam ręce, a dzieciom zmierzwił włosy. W drugiej połowie meczu reprezentacja Walii umiejętnie broniła się przed Izraelem. W 70 minucie wyprowadziła kontrę, którą Aaron zakończył celnym strzałem. Wskazał na serce, a później w naszą stronę. Miałam ochotę zbiec i go pocałować, ale musiałam zaczekać jeszcze 20 minut.
- Szczęściara z Ciebie że masz takiego faceta.- zwróciła się do mnie Elena ze smutnym uśmiechem.
- Może ten jedyny jest bliżej niż myślisz.- odparłam. Nie wiem skąd przyszło mi do głowy, ale może kiedyś okaże się to prawdą. Elena spojrzała na mnie zaskoczona i chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się i wróciła do oglądania meczu. Co jakiś czas spoglądała na mnie tak jakby chciała odkryć co miałam na myśli. Po meczu zaczekaliśmy pod stadionem. Elena i Gareth wracali do Madrytu, a ja jak najszybciej chciałam wracać do Londynu. W połowie drogi do Londynu Victoria już spała. James zasnął po dojechaniu do domu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Aarona. Oparł czoło o mój kark i objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się i po chwili zasnęłam. Obudziły mnie dzieci, które wskoczyły do łóżka.
- Mógłbym się tak budzić codziennie.- Walijczyk pocałował mnie w policzek. Wstałam z łóżka i poszłam zrobić śniadanie. Po posiłku przyjechał mój brat i oznajmił że zabiera dzieci do siebie. Spakowałam je i po chwili ich nie było.
- Jedziemy do Florencji. Za trzy godziny mamy samolot.- oznajmił Aaron gdy piłam poranną kawę. Po półgodzinie byłam już spakowana, a niecałe dwie godziny później siedzieliśmy w samolocie. Cieszyłam się z wyjazdu, bo we Florencji miałam znajomych których nie widziałam od wyjazdu z Monachium i bardzo za nimi tęskniłam. Po dwóch godzinach wylądowaliśmy. W hotelu zostawiliśmy swoje rzeczy i poszliśmy na spacer. Nagle zobaczyłam znajomą dość wysoką brunetkę. Odwróciła się i zobaczyłam że na rękach trzyma małą dziewczynkę. Rozejrzała się, a swój wzrok zatrzymała na mnie. Wtedy byłam pewna że to Carice. Pociągnęłam za sobą Aarona i podeszłam do Holenderki.
- Boże, jak ja Cię długo nie widziałam Liz.- uścisnęła mnie. Przywitała się z Aaronem. Poszliśmy na kawę.
- Opowiadajcie, co u was? Jak w Londynie?- wypytywała nas bawiąc córkę. Dziewczynka miała brązowe włosy po ojcu, a kolor oczu po Car.
- Wszystko dobrze, ale to Ty opowiadaj.
- Wszystko układa się bardzo dobrze. Mam Alessandrę i kochającego narzeczonego. Mieszkam w pięknym mieście. Mam wszystko o czym marzyłam.- uśmiechnęła się.- Chodźcie do mnie. Mario ucieszy się jak Cię zobaczy.- oznajmiła wstając. Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem.
- Mario, mamy gości.- zawołała od progu.- Napijecie się czegoś?
- Nie, dziękujemy.- odparliśmy. W salonie zjawił się napastnik Fiorentiny.
- Liza?- spytał zaskoczony i przytulił mnie do siebie.- Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem. Co u dzieci?
- Wszystko dobrze. Mario, to Aaron. Kochanie, to Mario.- odparłam gdy wypuścił mnie z uścisku. Zobaczyłam że Walijczyk przygląda się Niemcowi ze złością. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Cześć, miło Cię poznać.- uśmiechnął się Mario i wyciągnął w jego kierunku dłoń. Po godzinie wróciliśmy do hotelu.
- Nie podobało mi się jak na Ciebie patrzył.- odezwał się
- Mi się wydaje czy jesteś zazdrosny?
- Tak. Cholernie. O każdego.
- Kochanie, przecież doskonale wiesz że Cię kocham.- pocałowałam go w policzek.- Mario to stary znajomy. On i Car mi pomagali. Ale nie rozmawiajmy już o tym, dobrze?
Następnego dnia Aaron oznajmił że lecimy na Korsykę.

__________

No więc jesteśmy już na przełomie marca i kwietnia. Rozdział miał pojawić się jutro z okazji derbów, ale jutro będę miała mało czasu ( mam nadzieję że nie będzie szlabanu) więc dodaję dzisiaj. Zapraszam na Under Spanish Sun i Everything is changing
Jezuu...... nie mogę się doczekać.
Aaa i zobaczcie co znalazłam: 

  





Niektórzy prawie w ogóle się nie zmienili, co nie?

Trochę statystyk: 




Na koniec mała zagadka: 
Chłopiec po prawej wyrósł na...

Liga Mistrzów za niedługo. Plany na ferie są.

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział IX

Siedziałam z córką w salonie i oglądałam skróty z meczu Cordoby z Realem. Nagle Victoria poderwała się z miejsca i podbiegła do okna.
- Mamo. Tata przyjechał!- zawołała radośnie. Stanęłam za córką. Oprócz Aarona z samochodu wysiadła brunetka o ciemniejszej karnacji. Dziewczyna podeszła do Walijczyka, powiedziała mu coś i oboje się zaśmiali.
- Mamo, kim jest ta pani?- spytała Victoria
- Nie wiem, skarbie.- odparłam i pocałowałam ją w czubek głowy.
- Cześć kochanie.- Aaron gdy tylko wszedł do domu pocałował mnie w policzek.- Lizzie poznaj Sofię, Sofio to Elizabeth.
- Cześć Liz. Miło Cię poznać. Nie martw się, mój brat przyjdzie po mnie za jakąś godzinę. Aaron dużo mi o Tobie opowiadał w drodze z lotniska.
- Ciebie też miło poznać.- uśmiechnęłam się.- Rozgość się, napijesz się czegoś?- spytałam idąc w stronę kuchni.
- Tak, poproszę herbatę. Strasznie zimno tu macie.
Zrobiłam Sofii herbatę i zaniosłam do salonu gdzie brunetka rozmawiała z Victorią.
- Skąd przyleciałaś?
- Z Chile.
- Jesteś siostrą Alexisa? O Jezu, kompletnie nie skojarzyłam.- zaśmiałam się.- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi.- zapewniła z uśmiechem. Niecałą godzinę później przyszedł Alexis.
- Hej Elizabeth, mam nadzieję że obecność Sofii nie sprawiła problemu.- Chilijka spojrzała na brata i uśmiechnęła się nerwowo.
- Nie, skąd. Wręcz przeciwnie.- zaprzeczyłam.- Może siądziesz z nami? Chyba że masz plany.
Resztę popołudnia spędziłam z Sofią i Alexisem. Doskonale rozmawiało mi się z rodzeństwem. Chilijka świetnie dogadywała się z moją córką. Następnego dnia rano poszłam na uniwersytet, a po zajęciach poszłam do baru. Z biura Sharon wyszedł wkurzony Chris. Trzasnął drzwiami i wyszedł z budynku. Zaniosłam zamówienia i poszłam do szefowej. Siedziała przy biurku z twarzą schowaną w dłoniach. Podniosła głowę i spojrzała na mnie z wymuszonym nieznacznym uśmiechem.
- Hej Liz, coś się stało?- Sharon zawsze troszczyła się bardziej o innych niż o siebie. Była dla mnie jak starsza siostra której mogę o wszystkim powiedzieć.
- Pokłóciliście się?- zapytałam.
- Tak. -odparła po chwili.- Od jakiegoś czasu co chwilę się kłócimy o jakieś nic nieznaczące głupoty. Każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. Naprawdę nie wiem co robić.
- Gdybym była na Twoim miejscu pogadałabym z Chrisem, ale w towarzystwie kogoś innego. Tworzycie idealny związek, szkoda byłoby gdyby się rozpadł przez parę głupich kłótni.
- Masz na myśli psychologa? Chris raczej się nie zgodzi.
- Jeśli zależy mu na waszym związku pójdzie.
- Dziękuję za pomoc, Elizabeth. Zawsze mogę na Ciebie liczyć.- oznajmiła i przytuliła mnie do siebie.
- To nic takiego.- zapewniłam z uśmiechem. Przed dwudziestą skończyłam zmianę i wróciłam do domu. Dzieci oglądały telewizję, a z kuchni dochodził słodki zapach czekolady. Na kuchence stało mleko, które zdążyło już wikipieć, wszędzie walały się opakowania po produktach które Aaron wykorzystał do zrobienia kolacji.
- No, tego się nie spodziewałam.- zaśmiałam się. 
- Pomożesz mi? Nie nadaję się na kucharza.
- A tak właściwie to co robisz?
- Naleśniki.- odpowiedział co wywołało u mnie kolejny wybuch śmiechu.
- O co Ci chodzi?- spytał przyglądając mi się.
- Chciałeś robić naleśniki, a nie masz nawet mąki.- odparłam wciąż się śmiejąc. Ostatecznie zrobiłam kanapki i do tego kakao, a Aaron w tym czasie posprzątał i pozmywał. Dzieci po kolacji i kąpieli poszły spać. Usiadłam obok Aarona w salonie i oglądałam z nim film. Po chwili skapowałam się że to horror i przy pierwszej drastyczniejszej scenie wtuliłam się w ramię Walijczyka. W połowie filmu zasnęłam.


____________



Przepraszam, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tych zdjęć. ;)
Ten uśmiech Nando... posiadacz trzeciego najpiękniejszego uśmiechu wsród piłkarzy, według mnie.
Ktoś oglądał środowy mecz Atletico z Barceloną? Jak wrażenia? Ja jestem trochę rozczarowana, ale trzeba iść dalej bo szykują się ciekawe mecze pod koniec tygodnia.
Do następnego.

Kurde no, nie mamy finału. Pozostaje walka o brąz.
Do boju, Polsko!

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział VIII

- Jak w Romeo i Julii, co nie?- zaśmiała się.- Może rodzice wreszcie przejrzą na oczy i zrozumieją że nie mogę żyć bez Bena.
- Natalie...- zaczęłam, ale przyjaciółka przerwała mi.
- To jest moje ultimatum, Liz. Albo zgodzą się na ślub z Benem albo przyjdą na mój pogrzeb.- oznajmiła z przekonaniem w głosie. Niecałe dziesięć minut później zjawili się jej rodzice. Po ich przyjściu wyszłam ze szpitala i wróciłam do domu. Aaron siedział w salonie z dziećmi.
- Gdzie byłaś?- spytał Aaron.
- U Natalie.- odparłam i usiadłam obok Victorii.

Wigilia


- Mamo, pospiesz się.- mruknął mój syn.
- Już idę.- odparłam zapinając płaszcz. Zamknęłam dom i wsiadłam do auta.
- Co u Nat i Bena?- spytał Aaron
- Wszystko okej. Ślub w maju.- uśmiechnęłam się i włączyłam radio. Po niecałej godzinie jazdy byliśmy w Stevenage. Przed domem rodziców stało auto mojego brata. Wzięłam głęboki oddech nim wysiadłam z auta.
- Lizzie, może jednak zostanę w samochodzie.- odezwał się Aaron.
- Nie bój się.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Weszłam do domu za dziećmi.
- Cześć kochanie.- przywitała się ze mną mama i przytuliła mnie.- Twój chłopak będzie stał tak w progu?- szepnęła uśmiechając się.
- Aaron jest odrobinę nieśmiały.- mruknęłam
- On nieśmiały? Raczej się boi.- odezwał się Jack. Spojrzałam na niego zdenerwowana, a Lauren szturchnęła go w bok.
- Nie ma się czego bać.- uśmiechnęła się moja rodzicielka.
- Chyba że to on jest ojcem Jamesa i Victorii.- zabrał głos ojciec. W salonie zapanowała cisza. Aaron patrzył na mnie ze strachem w oczach.
- Nie mylisz się.- oznajmiłam. Ojciec wstał i zaśmiał się.
- Żartowałem. Siadaj, nie będziesz tak stał.
- Tak właściwie to jeszcze mieliśmy jechać do rodziców Aarona.
- Nie wypuszczę was bez obiadu.- oznajmiła mama, Poszłam do kuchni pomóc jej.- No, córeczko mogę liczyć chociażby na twój ślub?
- Może za jakiś czas.
Po obiedzie pojechaliśmy do Caerphilly.
- No widzisz, nie było tak źle.- uśmiechnęłam się do Walijczyka.
- Mamo, włącz radio.- poprosiła Victoria. Spełniłam jej prośbę. W radiu leciała jedna z moich ukochanych piosenek. Spojrzeliśmy na siebie z Aaronem, uśmiechnęliśmy i zaczęliśmy śpiewać. Po ponad trzech godzinach byliśmy pod rodzinnym domem Aarona. W drzwiach przywitała nas jego mama.
- Wejdźcie kochani.- uśmiechnęła się i przepuściła nas w drzwiach.
- Dzień dobry, jestem Elizabeth.- przywitałam się z jego rodzicami.
- Miło Cię poznać, Elizabeth. Jestem Marlene, to mój mąż Kevin, a to Josh. A ta urocza dwójka?
- Moje dzieci. Victoria i James.- odparłam. Pani Ramsey spojrzała na mnie.
- Nasze.- poprawił Aaron. Rodzice i jego brat spojrzeli na niego.
- Ile macie lat?- spytał dzieci Josh.
- Pięć.- odparł James.
Usiedliśmy do kolacji.
- Jak to możliwe że nie poznaliśmy Cię wcześniej?- spytał jego ojciec.
- Przez trzy lata mieszkałam w Monachium.
Około dwudziestej pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do hotelu. Następnego dnia pojechaliśmy do Cardiff. Gdy chodziliśmy po mieście spotkaliśmy Garetha z jakąś blondynką.
- Cześć.- przywitał się.- Poznajcie Elenę. Eleno to Aaron, Elizabeth, Victoria i James.- przedstawił nam sobie. Uścisnęłam dłoń dziewczyny.
- Jesteście razem?- spytał nagle Aaron. Westchnęłam przeciągle i przewróciłam oczami.
- Nie. Jesteśmy przyjaciółmi.- zaprzeczyła Elena. Spędziliśmy razem resztę popołudnia. O piętnastej wróciliśmy do Londynu.

__________________
Piękny mecz i piękne zwycięstwo Arsenalu nad Manchesterem i przerwana passa City 12 meczy bez porażki.
Obrona i David Ospina na wieeeeeeelki plus.
Ooooooooo Santi Cazorla, ooooo Santi Cazorla...
Oby tak dalej.
COYG

I znowu nad Tottenhamem. :) 


Parę zdjęć jako dodatek do wygranej:







wtorek, 13 stycznia 2015

Gala FIFA

Wczoraj w Zurychu odbyła się gala na której wręczono nagrody dla najlepszej piłkarki, najlepszego piłkarza, trenera roku drużyny kobiecej i męskiej, nagrodę za najładniejszą bramkę, nagrodę prezydenta FIFA oraz nagrodę za grę fair-play. A także ogłoszono nazwiska piłkarzy którzy znaleźli się w jedenastce roku.


Nadine Kessler, wybrana najlepszą piłkarką.
VfL Wolfsburg/reprezentacja Niemiec.


Bez niespodzianki, ale mam na ten temat inne zdanie.



Nagroda za najładniejszą bramkę. Zasłużona, ale bramka van Persiego też była niczego sobie.


Jedenastka roku. (David Luiz i Thiago Silva nie pojawili się na gali.)



 Ralf Kellerman. Nagroda dla trenera drużyny damskiej. (VfL Wolfsburg)


 Trener drużyny męskiej. Bez niespodzianek.

A, tak no i selfie musi być:



_____________

A, wy zgadzacie się co do wygranych?

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział VII

- No, cześć siostra.- usłyszałam za sobą głos brata i odwróciłam głowę w jego stronę. Spojrzał na mnie pytająco i przeniósł wzrok na naszą przyjaciółkę. Po chwili wycofał się i wyszedł z mieszkania. Przytuliłam Natalie i starałam się ją uspokoić. Przyjaciółka sięgnęła do papierowej torebki i pociągnęła solidny łyk wina. Wzięłam od niej butelkę.
- Pierwsze co musisz zrobić to wytrzeźwieć i wziąć prysznic.- zwróciłam się do przyjaciółki. Pomogłam jej wstać i zaprowadziłam do łazienki. Wyszłam z pomieszczenia i zadzwoniłam do Aarona.
- Przyjedziesz po dzieci? Są już spakowane i gotowe do przeprowadzki.
- Jasne, będę za piętnaście minut.
- Dzięki.- odparłam i zakończyłam połączenie. Powiedziałam dzieciom że tata po nichprzyjedzie i weźmie do siebie. Po chwili z łazienki wyszła Natalie.
- Masz może pożyczyć jakieś ubranie?- spytała.
- Tak, pewnie.- z szafy wyciągnęłam dżinsy i zielony sweter i podałam je przyjaciółce.
- Dzięki i przepraszam. Za chwilę znikam.
Nat minęła się w drzwiach z Aaronem.
- Co się stało?- zapytał.
- Tata!- zawołała Victoria i wskoczyła mu na ręce. James stanął pomiędzy mną a piłkarzem.
- Gotowi?- spytał spoglądając na mnie. Vicky pokiwała głową i wzięła swój plecak. James zrobił to samo. Do przedpokoju wystawiłam torby i walizkę. Aaron pomógł mi zanieść rzeczy do samochodu i po około dwudziestu minutach byliśmy pod jego domem. Rzeczy wnieśliśmy do środka i zostawiliśmy w salonie. Aaron najpierw pokazał pokoje dzieciom (pokój Victorii i Jamesa). A na końcu sypialnię.
- Mam nadzieję że Ci się podoba.- oznajmił patrząc na mnie.
- No pewnie że tak.
- Cieszę się. Obok sypialni jest garderoba.- uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Rozpakowanie się zajęło cztery godziny. Później obejrzeliśmy film familijny. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam połączenie od przyjaciółki.
- Hej Natalie, jak tam?- przywitałam się.
- Z tej strony Ben. Nat jest w szpitalu.
- Co się stało?- spytałam
- Próbowała popełnić samobójstwo.- oznajmił.
- O Boże.- mruknęłam i zasłoniłam usta dłonią. Rozłączyłam się, ubrałam i pojechałam do szpitala. Przed budynkiem stał Ben. Poszłam za nim na salę na której leżała Natalie. Była podpięta do kroplówki i wyglądała bardzo mizernie. Usiadłam przy jej łóżku. Zamrugała i otworzyła oczy. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się nieznacznie.
- Dlaczego chciałaś się zabić?- spytałam.
- Z miłości, Liz.- szepnęła

  ___________________________________
Zostawiam wam nowy rozdział z nadzieją że się spodoba. Pozdrowienia z rekolekcji w Starym Sączu.
Wiem że krótki i przepraszam.
Do następnego.

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział VI

Następnego dnia poszliśmy na mecz. Usiedliśmy na trybunie dla piłkarzy i ich rodzin. Victoria pogrążyła się w rozmowie z Laurentem.Chwilę po nas przyszedł też Aaron - czego, jakimś cudem moja córka nie zauważyła do przerwy.
- Mamo, muszę do ubikacji.- szepnęła.
- Jack, popilnujesz Jamesa?- spytałam brata wstając z krzesełka. Poprowadziłam córkę do łazienki. Po drodze na trybunę chwilę pogadałyśmy z Theo i Calumem. Wróciłyśmy na trybunę.
- Cześć tato.- Victoria uśmiechnęła się do Aarona.
- Cześć.- odpowiedział zdezorientowany.- Liz, czy to prawda?- spytał tylko gdy moja córka zajęła miejsce obok brata.
- Nie chciałam żebyś dowiedział się w ten sposób.- odpowiedziałam
- Może w ogóle nie chciałaś mi mówić?
- Skąd Ci to w ogóle do głowy przyszło?- spytałam delikatnie wkurzona, ale po ułamku sekundy do głowy wpadła mi odpowiedź -  mój kochany starszy brat musiał mu powiedzieć. - Myślisz że to takie proste? Mój brat nie powiedział Ci jak się czułam przez te wszystkie lata?! Wiesz jak trudno jest samotnie wychować dwójkę dzieci?- poczułam zbierające się w kącikach oczu łzy. Wstałam z trybuny i wybiegłam. Oparłam się o ścianę i wybuchnęłam płaczem.
- Lizzie!- usłyszałam wołanie. Aaron podbiegł do mnie i pocałował.- Nie płacz, proszę. Nienawidzę gdy płaczesz.
- Aaron, ja...przepraszam.- wydukałam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie masz mnie za co przepraszać, Lizzie.- uśmiechnął się i odgarnął mi włosy z twarzy.- Wracamy?
- Zrobiłam scenę, co nie?- uśmiechnęłam się nieznacznie i otarłam oczy.
- Może taką małą.- zaśmiał się.- Jeśli nie chcesz tam wracać zrozumiem
- Mógłbyś mnie odwieźć do domu?
- Tak, pewnie. Co z dziećmi?
- Jack je bardzo chętnie odwiezie.- odparłam. Zamiast odwieźć mnie na Highbury pojechał pod swój dom.
- Elizabeth. Może zamieszkacie ze mną?- zapytał
- Aaron- mruknęłam
- Lizzie, będziesz mieć bliżej do uniwersytetu, a poza tym chcę spędzać więcej czasu z moimi dziećmi.- oznajmił, a ja zamyśliłam się. Miał cholernie dobre argumenty i nie mogłam znaleźć równie dobrego kontrargumentu.
- Dobrze.- zgodziłam się.
- Kiedy chciałabyś się przeprowadzić?
- W przyszłym tygodniu. Może w środę.- odparłam.- Czy teraz mógłbyś odwieźć mnie do domu?
- Jasne.
Po dziesięciu minutach zatrzymał się pod apartamentowcem. Pożegnałam się i poszłam do mieszkania. Wysłałam SMS'a do brata żeby po zakończeniu meczu przywiózł dzieci do domu. Po niecałej godzinie byli już w domu. Oboje ucieszyli się z przeprowadzki. Victoria chciała już jutro się przeprowadzić. Gdy rano się obudziłam zobaczyłam dwa plecaki leżące w salonie.
- Tak bardzo zależy wam na tej przeprowadzce?- spytałam dzieci, które pakowały swoje zabawki do torby.
- Tak.- odparła Victoria nie przerywając czynności.
- Więc nie dajecie mi wyboru. Też się zacznę pakować.- oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju. Po około czterech godzinach prawie wszystko było spakowane. Rozległ się dzwonek do drzwi. Do mieszkania weszła Natalie. W ręku trzymała papierową torebkę, a jej oczy i twarz były czerwone od płaczu. Nim zdążyłam zapytać co się stało usiadła na sofie i wybuchnęła płaczem.
- Co się stało Nat?- zapytałam siadając obok niej.
- Byłam wczoraj u rodziców.- wyszeptała.- I mój ojciec powiedział że jak wyjdę za Daviesa to przestanę dla niego istnieć.- wydukała i rozpłakała się jeszcze bardziej.- Co ja mam robić, Liz? Kocham Bena, ale... rodzice.
- Musisz z nimi szczerze porozmawiać.
- To nic nie zmieni, Liz. Ojciec postawił mi ultimatum.





______________________________

Zmieniłam miejsce i przepraszam, ale Londyn bardziej sprzyjał rozwojowi wydarzeń.
Mam nadzieję że rozdział się spodoba mimo to.
Zapraszam na drugiego bloga, na razie tylko bohaterowie, ale postaram się coś zamieścić - może jeszcze w tym tygodniu.
Under Spanish Sun. Our Stories.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział V

Powoli zbliżały się święta, uwielbiałam je. Natalie włączyła radio, a z głośników ryknęło Last Christmas. Moja przyjaciółka zaczęła tańczyć i przekrzykiwać Michaela.
- Kiedy powiesz Aaronowi?- zapytała ściszając muzykę
- W tym roku.- odparłam wymijająco.
- Cieszę się, bo dużo czasu Ci nie zostało.- uśmiechnęła się wychodząc z zaplecza. Ubrałam kurtkę i wyszłam z baru. Na polu było całkowicie ciemno, śnieg lśnił w świetle latarni. Nigdzie nie widziałam Natalie.
- Natalie?- zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Za to poczułam lekkie uderzenie w plecy. Odwróciłam się i dostrzegłam stojącą w cieniu postać. Bo jej śmiechu rozpoznałam przyjaciółkę.
- Strasznie to było zabawne.- syknęłam.
- Nie bądź taka poważna. Święta idą. Jedziesz do Stevenage?
- Chyba tak. A ty?
- Tak. Do jutra.- pożegnała się i poszła w swoją stronę. Przed drzwiami do mojego mieszkania stał mój brat z dziećmi. Zrobiłam bratu herbatę, a dzieci poszły się bawić do swojego pokoju.
- Aaron o Ciebie pytał.- odezwał się.
- I co mu powiedziałeś?- zapytałam spoglądając na niego.
- Że jesteś potwornie zajęta.
- A mówił co ode mnie chciał?
- A czego mógł chcieć? Umówić się.- odpowiedział. Westchnęłam przeciągle.- A czego innego mógł chcieć? Zapytać czy nie pójdziesz z nim po bułki? Z resztą, nieważne. Jedziesz ze mną i Lauren do rodziców?
- W Wigilię będę pracować, ale możesz wziąć dzieci ze sobą.
- Okej. No to do zobaczenia.- pożegnał się i wyszedł z mieszkania. Usiadłam w salonie i włączyłam film. Zasnęłam dopiero po pierwszej. Obudziła mnie moja córka potrząsająca moim ramieniem.
- Mamo, ktoś dzwoni do drzwi.- wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi. Przez wizjer zobaczyłam twarz Natalie. Otworzyłam drzwi.
- Cześć przyjaciółko!- krzyknęła z szerokim uśmiechem.
- Co ty sobie wyobrażasz przychodząc do mnie o ósmej?
- Nie spałam całą noc i rano zaczęło mi się nudzić.
- Nie musisz się chwalić co w nocy robiłaś.- mruknęłam wiążąc włosy w kucyk.
- Mówiłam Ci że spotykam się z takim jednym?- zapytała.
- Coś wspominałaś, ale nigdy mi go nie przedstawiłaś.
- Oświadczył mi się.
- Gratuluję. No to może mi wreszcie powiesz kto to?
- Ben Davies.- odparła i natychmiast spuściła wzrok.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że wychodzisz za mąż.- oznajmiłam z uśmiechem i przytuliłam przyjaciółkę.
- Pomożesz mi w organizacji?
- Jasne, że tak.
- Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Zostaniesz druhną?
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście.- odparłam.
- Vicky, co u twojego taty?- zapytała. Victoria spojrzała na nią i odrobinę się zasmuciła.
- Nie wiem bo jeszcze go nie poznałam.- odpowiedziała
- Natalie...- mruknęłam i spojrzałam na przyjaciółkę wymownie.
- Jestem pewna że go znasz, kochana. To Aaron Ramsey.
- Ale fajnie!- ucieszyła się
- Taak, no to ja już będę szła- odezwała się cicho Natalie i wyszła z mieszkania. Chwilę później zadzwonił do mnie brat i powiedział że ma trzy bilety na mecz z Liverpoolem.